Głogów: Lekceważenie klientów w pizzerii

Wybrałam się z mężem i grupką znajomych na pizzę, ale skończyło się to kłótnią z obsługą i zamkniętymi drzwiami przez właścicielkę. A zaczęło się od tego że kasjerka w pizzerii znała mojego męża. Zaczęliśmy zamawiać, przede mną zamówiło trzech naszych znajomych, a ja byłam czwarta. Jak zwykle były śmiechy, głośna rozmowa, a tu w pewnej chwili kasjerka „Artur możesz się uspokoić?”. Każdy rozmawiał, ale ona tylko uspokoiła męża…

W trakcie gdy zamawiałam kasjerka głośno powiedziała „ z nim zawsze są problemy” - dotyczyło to mojego męża, jak potem się dowiedziałam, to z czasów technikum. Czekaliśmy na zamówienie. Po ok. 15-20 minutach po nas przyszło dwóch chłopaków, którzy też zamówili pizzę. Znajomi dostali swoje zamówienie, a my czekaliśmy. Pół godziny czekałam, po tym czasie spytałam, gdzie nasze zamówienie, a kelnerka powiedziała, że już „siedzi” w piecu. Zdenerwowałam się, dlaczego zamówienia nie idą po kolei i gdzie jest nasze. Kelnerka powiedziała, że dla nas nie było wyrobione ciasto!

Nie wierząc, zażądałam zwrotu pieniędzy, bez problemu otrzymałam swoje pieniądze. Zażądałam numeru telefonu do właścicielki - usłyszałam, że nie jest upoważniona do tego, a ja odpowiedziałam żeby zadzwoniła i podała słuchawkę albo zawołała właścicielkę. Po około 10 minutach nie było żadnego odzewu. Więc krzycząc, co za obsługa, trzaskając drzwiami, wyszliśmy. Poszliśmy na tyły, gdzie znajduję się wejście do domu właścicielki. Właścicielka otworzyła, opowiedzieliśmy jej całe zajście, kazała poczekać. Po około 10 minut słyszymy zamknięcie drzwi i zakluczenie, a szefowej nie ma… Postanowiłam opowiedzieć to żeby pokazać jak nas potraktowano.
Anna Masłowska
(artykuł nadesłany przez internautkę)

Zobacz też: Tygrysek będzie polował na głogowskie kobiety