Spis treści
Tragedia, która poruszyła niemal każdego, wydarzyła się 5 lutego 2011 roku. Przed wejściem na podwórko kamienicy, w której doszło do dramatu, długo paliły się znicze.
O wydarzeniach sprzed 12 lat przypominają nasze archiwalne materiały, które ukazały się w lutym 2011 roku.
- To byli fajni, normalni chłopcy, nierozłączni przyjaciele - wspomina Mirosław Gaczyński z klubu Basket Głogów. - Michał trenował u nas koszykówkę. A Marek i Mirek dopingowali go na każdym meczu. Ta tragedia porusza każdego. Przed wejściem na podwórko kamienicy, w której doszło do dramatu, palą się znicze. Ludzie zatrzymują się, cicho rozmawiają.
W pożarze piwnicy przy ul. Poczdamskiej w Głogowie zginęło dwóch 17-latków, trzeci jest w bardzo ciężkim stanie. Walczy o życie we Wschodnim Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej.
To straszne, jak zły sen...
- To byli prawdziwi przyjaciele, zawsze trzymali się razem, już od podstawówki - tak o Michale, Marku i Mirku mówią koledzy z „mechanika", gimnazjum i z podwórka.
Noc z piątku na sobotę też spędzali razem. Spotkali się w piwnicy budynku, w którym mieszkał Mirek. Piwnica należy do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Od lat zamknięta na cztery spusty. Chłopcy wchodzili tam przez wybitą szybę.
- Kiedyś znajdował się tu depozyt rzeczy pozostałych po eksmisjach, ale od dziesięciu lat nie była wykorzystywana - informuje Marek Rychlik, dyrektor ZGM-u. - Zamknięta na kłódkę, a na noc zamykana była też brama na to podwórko. Nikt z naszego zakładu nie mógł nawet przypuszczać, że tam spotykają się młodzi ludzie. Czy ktoś inny o tym wiedział? Pewnie tak.
15-letni Kuba, który się przyjaźnił z Mirkiem przyznał, że to było miejsce, gdzie można było pogadać, poćwiczyć.
- Nie mogę uwierzyć, że oni nie żyją. To straszne, jak zły sen... - płacze nastolatek.
Strażacy usłyszeli łomotanie w drzwi
Straż wezwali mieszkańcy pobliskiego bloku. Była godzina 6.40. Na miejscu okazało się, że pali się piwnica. Drzwi wejściowe były zamknięte.
- Strażacy działali niemal po omacku, bo wszędzie były ciemności, tam na dole nie ma żadnego okna. A ponadto było pełno dymu, panowała bardzo wysoka temperatura - mówi Paweł Dziadosz, rzecznik strażaków. - Gdy gasiliśmy ogień, usłyszeliśmy łomotanie do jednych z drzwi piwnicy. Kiedy je otworzyliśmy, znaleźliśmy leżącego na ziemi chłopaka - wspomina Dziadosz. - Był przytomny, ale taki... odpływający. Powiedział nam, że w piwnicy są też jego koledzy.
Mimo bardzo silnego zaczadzenia i zadymienia, strażacy szybko odnaleźli dwóch pozostałych chłopców. Obaj dawali oznaki życia. Niestety, już około 10 było wiadomo, że dwóch nastolatków nie przeżyło. Marek i Michał zmarli w szpitalu. Mirek w stanie stabilnym został przetransportowany helikopterem do lecznicy w Łęcznej.
- Zaczadzenie było tak duże, że gdy mierzyliśmy jego stężenie w piwnicy trzy godziny po wezwaniu, było sto razy większe niż dopuszczalna norma - podkreśla Dziadosz.
Michał spoczął przy Legnickiej, Marek przy Świerkowej
Michał został pochowany na cmentarzu przy ul. Legnickiej. W ostatniej drodze, poza rodziną i bliskimi, towarzyszyli mu głównie młodzi ludzie - przyjaciele i koledzy ze szkoły i podwórka. Wielu płakało.
- Michał był bardzo fajny, taki normalny chłopak, wesoły, jak my wszyscy. Grał w kosza w Baskecie - młodsi koledzy z podwórka Kacper, Maja, Kasia i Gosia wspominają go ciepło. - Razem chodziliśmy do szkoły. My jesteśmy jeszcze w gimnazjum.
Marka pochowano na cmentarzu przy ul. Świerkowej. Żegnało go wielu młodych ludzi.
- Znałem go od 11 lat - mówił łykając łzy nad trumną chłopca jego kolega. - Pamiętam nasze zabawy w piaskownicy, potem gry na boisku. Przez tyle lat byliśmy dobrymi kumplami. Dlatego nie potrafię zrozumieć, dlaczego już nie żyje. Marek, dałeś nam wszystkim lekcję życia - łkał chłopak.
Tragedia w studniówkową noc starszych kolegów „mechanika"
Trzech przyjaciół z podwórka do gry w kosza zachęcił Mirosław Gaczyński. Wypatrzył ich rok wcześniej w Gimnazjum numer 1.
- Przekonałem, by spróbowali sił w klubie Basket. Do zespołu trafił Michał, był dobry. Marka, ze względu na wzrok, a także Mirka nie powołaliśmy. Ale chętnie przychodzili na treningi, dopingowali Michała na meczach - wspominał.
Czytaj też:
Trener pamięta, że chłopcy byli bardzo pogodni i weseli. - Zawsze razem, prawdziwi przyjaciele, uczynni i mili - wylicza Gaczyński. - To, co się stało, to wielka tragedia.
Marek i Michał byli uczniami pierwszej klasy Zespołu Szkół Zawodowych w Głogowie. Tragedia wydarzyła
się w noc, w którą ich starsi koledzy ze szkoły bawili się na studniówce.
Dyrektor szkoły Witold Czupryniak wspomina ich jako dobrych, sumiennych i sympatycznych nastolatków. – Jeden z nich był wiceprzewodniczącym klasy, obaj świetnie grali w siatkówkę –mówi dyrektor. – To tragedia, którą my, nauczyciele i pracownicy szkoły również bardzo mocno przeżywamy.
Według biegłego z zakresu pożarnictwa przyczyną tragedii było zaprószenie ognia.
Źródło: Gazeta Lubuska, Tygodnik Głogowski
Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?