Spis treści
Strażacy OSP ORW Głogów wrócili z Chersonia na Ukrainie. Pojechali tam z chęci niesienia pomocy mieszkańcom zalanych terenów po wysadzeniu tamy w Nowej Kachowce. To, co przeżyli i przeżyli na długo zostanie w ich pamięci.
- Zadanie wykonane, a wszyscy wrócili cali i zdrowi do domów – podsumował po powrocie Krzysztof Taras, jeden z uczestników, strażak i były żołnierz i zarazem weteran wojny w Jugosławii.
Pojechali do Chersonia, bo poproszono ich o pomoc
Strażacy OSP ORW z Głogowa, którzy zostawili swoich bliskich i jako wolontariusze pojechali z pomocą na Ukrainę to: Marcin Michalski, Jarosław Grzejek, Andrzej Łukaszewicz i Krzysztof Taras. Tę niebezpieczną wyprawę sfinansowali z własnych pieniędzy i przy wsparciu sponsorów. Pojechali, bo Ukraińcy poprosili o taką pomoc.
- Takie pismo przyszło do komendanta powiatowego straży pożarnej i do naczelnika mojej jednostki – wyjaśniał Andrzej Łukaszewicz, wiceprezes zarządu OSP ORW, uczestnik wyprawy. - Napisali, że potrzebują motopompy, łodzi, technika do ewakuacji, czyli sprzętu i ludzi. A że w ubiegłym roku budowałem razem z grupą ludzi szpital na granicy, to akcje humanitarne w Polsce i na Ukrainie, które szukają pomocy wiedziały, że sobie z tym poradzimy.
Strażacy, mając wiedzę, doświadczenie i umiejętności postanowili ruszyć z pomocą ludności z zalanych wodą terenów Chersonia. Zabrali ze sobą łódź pontonową z silnikiem, motopompę, skafandry a nawet liny. 13 czerwca dotarli do Odessy i już pierwszej nocy zbudziły ich wybuchy, bo na miasto, niedaleko nich, spadły rosyjskie rakiety.
- Nie jesteśmy ludźmi strachliwymi, bo już nie jedno widzieliśmy, ale odgłosy wybuchów a potem widok zniszczeń robi wrażenie – przyznał druh Łukaszewicz.
Przyznali też, że są pod ogromnym wrażeniem pracy ukraińskich służb, które w kilka godzin po ataku rakietowym posprzątały miasto z odłamków i szkła.
- Przejechaliśmy około 1600 kilometrów. Odessa nie była naszym miejscem docelowym, tylko koncentracji – mówił nam Krzysztof Taras z OSP ORW Głogów. - Byliśmy zakwaterowani w pobliżu Chersonia, a nie w samym mieście, bo wojsko ukraińskie nie gwarantowało nam tam bezpieczeństwa.
Przerażający widok rozlewiska koło Chersonia
Głogowianie rozdzieleni spali w kilku cywilnych domach. Zostali wyposażeni w kamizelki kuloodporne i hełmy. Opowiadają, że skala dramatu na zalanych terenach jest przerażająca. W raz z opadaniem wody, ludzie brodzili po pachy w paskudnej brei wymieszanych szamb, gnojówek i wszystkiego, co wypłukała woda, a zalane studnie są skażone.
- Powódź z 1997 roku w Głogowie to przy tym pikuś. Rozlewisko koło Chersonia miało kilkanaście kilometrów szerokości i sześćset kilometrów długości – dodał Andrzej Łukaszewicz. - To wszystko spłynęło do Morza Czarnego. Widzieliśmy to na własne oczy.
Głogowscy wolontariusze byli przygotowani na pomaganie w transporcie, ewakuacji ludności oraz dowożenie wody i żywności. Już na miejscu wyłączyli swoje telefony komórkowe a nawet wyciągnęli z nich karty SIM, ponieważ Rosjanie skanują tam przestrzeń telekomunikacyjną i jak tylko znajdą obce numery, szczególnie z Polski – atakują.
Nie usłyszeli alarmu bombowego...
Pierwszego dnia pracy strażaków skierowano do wioski oddalonej 15 km od Chersonia. Przez kilka godzin pompowali wodę z zalanych piwnic. Słyszeli ostrzał Rosjan, ale był on na tyle daleko, że nie przerywali pracy. Kolejny dzień był już dużo gorszy, bo na osiedlu w Chersoniu.
- Zadysponowano nas do bloków z portowej, nisko położonej dzielnicy nad Dnieprem, około 200 metrów od brzegu rzeki, za którą są już rosyjskie wojska – opowiada pan Krzysztof. - Blok po bloku pompowaliśmy wodę z piwnic.
W trakcie pracy zaszwankowała pompa, więc musieli zrobić przerwę i poprosić miejscowych strażaków i pomoc. Gdy wrócili, po trzech godzinach zrobiło się bardzo niebezpiecznie.
- Okazało się, że nie słyszeliśmy syreny alarmowej, bo pracowaliśmy. Dostaliśmy informację od strażaków, że się wycofują i radzą nam zrobić to samo, bo za chwilę zrobi się tu gorąco. Pierwsze pociski spadły chwilę później, kolejne uderzały coraz bliżej. Z racji tego, że jestem weteranem, wiedziałem, jak jest już niebezpiecznie, dlatego ewakuowaliśmy się do jednej z piwnic, którą sami osuszyliśmy z wody – wspomina.
Jechali pod ostrzałem Rosjan wioząc kobiety do szpitala
Chroniąc się w bloku, strażacy zdecydowali się czekać na koniec ostrzału, albo na pomoc Ukraińców. Nie przypuszczali, że będą musieli podjąć inną decyzję. W trakcie artyleryjskiego ataku razem z Polakami w piwnicy schowały się też dwie ukraińskie kobiety.
- Prosiły nas, by pilnie zawieźć je do szpitala – mówi pan Krzysztof dodając, że zdając sobie sprawę z grożącego im niebezpieczeństwa, była to jedna z trudniejszych decyzji w jego życiu. - Podjęliśmy ją wspólnie, że będziemy się ewakuować.
Na dodatek, w samochodzie, z dwiema dodatkowymi pasażerkami, nie wystarczyło miejsca dla wszystkich, dlatego jeden ze strażaków musiał wskoczyć na „pakę” terenowego auta. Strażakom cudem udało się cało wyjechać spod ostrzału Rosjan. A jechali zupełnie odsłoniętą drogą pod górę, omijając dziury po pociskach. Pociski padały w pobliskie budynki.
- Udało się dowieźć te kobiety do szpitala – zaznacza dodając, że w tamtej chwili, oprócz strachu, który towarzyszy każdemu rozsądnemu człowiekowi, była chłodna kalkulacja i ocena sytuacji. - Na szczęście strach mnie nie paraliżuje, wręcz przeciwnie. W tym najbardziej newralgicznym momencie mogłem więc pozbierać chłopaków, powiedzieć mocne, męskie słowo i działać - wspomina. - Już po wszystkim, gdy zmyliśmy z siebie kurz, wrócił spokój i wróciły też papierosy, a nie paliłem ponad 20 lat – przyznaje strażak z Głogowa.
Strażacy wrócili do domu 19 czerwca. Po drodze minęli konwój z pomocą humanitarną zmierzającą w stronę Chersonia. Zanim wyjechali z tego niebezpiecznego miasta, odwiedzili miejscowy cmentarz, gdzie na grobie generała Mariusza Zaruskiego (1967-1941), pioniera polskiego żeglarstwa i wychowania morskiego złożyli kwiaty.
Zobacz też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?