Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ubrania, futra, skóry. W Głogowie uratujesz je w zakładzie pani Janiny. Prowadzi go od lat

Kacper Chudzik
Kacper Chudzik
Janina Chromicz w swoim zakładzie przy Placu 1000-lecia
Janina Chromicz w swoim zakładzie przy Placu 1000-lecia Kacper Chudzik
Janina Chromicz od lat 70. pracuje w zakładzie przy Placu 1000-lecia. Najpierw zajmowała się samym kuśnierstwem, potem doszło do tego krawiectwo. To zanikające zawody, ale na brak zajęć nie narzeka. Zwłaszcza, że wraca moda na stare ubrania i wielu młodych szuka kogoś, kto przerobi ciuchy znalezione w babcinej szafie.

Spis treści

To jeden z najstarszych zakładów tego typu w Głogowie. I jeden z ostatnich

Na Placu 1000-lecia w Głogowie, nieprzerwanie od lat 70. ubiegłego wieku, znajduje się zakład kuśniersko-krawiecki. Od końcówki lat 70 prowadzi go Janina Chromicz, która przejęła go po poprzednim właścicielu, u którego uczyła się zawodu. Początkowo ze wspólniczką, a następnie sama prowadzi go po dziś dzień, przychodząc z pomocą gdy musimy przerobić nowe ubrania z różnych materiałów - lub uratować stare.

Poznajcie przedstawicielkę jednego z ginących zawodów. Bo kuśnierzy jest coraz mniej.

Proszę ratować kurtkę - drugiej takiej już nie dostanę!

Niewielkie pomieszczenie, w którym przyjmowane są zlecenia od klientów kryje wejście do właściwej pracowni pani Janiny. W środku panuje lekki nieporządek, typowy dla miejsca, w którym dużo się dzieje. Pani Janina wita nas i natychmiast siada do maszyny. Pracy ma sporo, więc nie może jej przerywać nawet podczas wywiadu. Choć jak przyznaje szczególnie się nie reklamuje, to jednak klientów nie brakuje. To jednak z ostatnich pracowni kuśnierskich w regionie.

– Wystarcza mi tyle pracy co mam. Jeszcze kilka lat temu przychodziłam w soboty, ale po długich debatach zrezygnowałam z tego. Co prawda w ten dzień przychodziło bardzo wielu klientów, ale już bym chyba do tego nie wróciła. To był już pracoholizm, a trzeba też znaleźć trochę czasu na odpoczynek – przyznaje głogowianka.

Zanim zdążymy spytać o to, z czym przychodzą klienci, odpowiedź pojawia się sama. Drzwi do zakładu otwierają się i dwie kobiety przynoszą skórzaną kurtkę.

– Chciałabym ją odnowić, to ulubiona kurtka męża. Drugiej już takiej nigdzie nie dostanie – mówi klientka.

Kurtka trafia do pracowni. Najpierw zajmie się nią pani Janina, która naprawi drobniejsze uszkodzenia poszewki. Sama skóra, nosząca ślady przetarcia, trafi do specjalnego zakładu, z którym współpracuje pani Janina. Za kilka tygodni powinna być jak nowa. W czasie naszej rozmowy z głogowianką, podobnych scen zobaczymy jeszcze kilka.

– Właśnie z takimi rzeczami przychodzą ludzie. Nie tylko wszyć zamek, coś skrócić czy dopasować, choć takich zleceń jest chyba najwięcej – mówi krawcowa wracając do pracy.

Od dłuższego czasu nie szyje jednak już ubrań na miarę. Jak zaznacza, było z tym za dużo zachodu.

– Czasem klient przychodził coś odebrać i stwierdzał, że jednak coś chce jeszcze zmienić. Trzeba było wszystko przeszywać – wspomina.

Janina Chromicz od lat w Głogowie zajmuje się krawiectwem i kuśnierstwem
Pani Janina przy pracyKacper Chudzik

Kuśnierstwo? To przypadek. Chciała uczyć się chemii

Zapytana o początki swojej kariery w tym zawodzie pani Janina przyznaje, że to zupełny przypadek. Jej pierwotnym planem była nauka w szkole chemicznej w Brzegu Dolnym, gdzie jednak rozwiązano wtedy szkołę zawodową. Poszła więc do szkoły handlowej, choć jak przyznaje - to nie było to, co chciała robić.

– Mama znalazła mi praktyki w Głogowie właśnie w zakładzie kuśnierskim. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam nawet z czym to się je i początkowo byłam przerażona. Mimo wszystko zostałam na trzy lata, a potem zdałam egzamin zawodowy. Po nim szef mnie przyjął, a kilka miesięcy później ogłosił, że wyjeżdża na Śląsk. Była opcja, albo zakład przejąć, albo szukać nowej pracy. Ze wspólniczką zdecydowałyśmy zostać. Od lat 90. prowadzę zakład już sama – opowiada Janina Chromicz przy jednostajnym szumie maszyny do szycia.

Początkowo zajmowała się jedynie kuśnierstwem, ale jak przyznaje sytuacja zmusiła ją do rozwinięcia działalności o krawiectwo. Zmieniły się czasy, zmieniły trendy. Z samego kuśnierstwa ciężko byłoby się utrzymać.

Zobacz też:

To wymierający zawód

Pani Janina przerywa na chwilę pracę na maszynie i zaczyna wyliczać na palcach.

– Kiedyś w Głogowie było 11 zakładów kuśnierskich. Teraz zostały nas niedobitki w tym zawodzie. A młodych nie ma, nie ma szkół w tym kierunku. Jeśli nic się nie zmieni, to za kilkanaście lat ten zawód wyginie – przyznaje.

Głogowianka zapytana o czeladników przyznaje, że nie jest w stanie sobie przypomnieć kiedy ostatni raz uczyła kogoś zawodu. W dzisiejszych czasach jakość materiałów znacznie spadła, a ubrania niszczą się znacznie szybciej. W wielu przypadkach nie opłaca się ich naprawiać, prościej jest wyrzucić. Z resztą, w wielu przypadkach nawet nie ma czego ratować, bo tanie materiały nie zostawiają zbytniego pola do manewru.

Młodych odstrasza od tej pracy to, że okazuje się ona dużo cięższa i trudniejsza, niż się wydaje.

– Trzeba mieć dużą cierpliwość i wykazać się precyzją. Klienci bardzo zwracają na nią uwagę. Cały dzień przy maszynie nie jest dla każdego, to i młodzi się nie garną. Czasem wydaje się, że jedna rzecz zajmie nam godzinę, a kończymy robiąc to cały dzień, bo okazuje się dużo bardziej skomplikowanym zadaniem – opowiada nie przerywając pracy na maszynie.

Janina Chromicz od lat w Głogowie zajmuje się krawiectwem i kuśnierstwem
Na brak zleceń nie narzeka. Z pracą ciężko się wyrobićKacper Chudzik

Wraca moda na stare ubrania - klienci przynoszą ciuchy z babcinych szaf

Sytuację ratuje nieco powrót mody na stare ubrania. Jak mówi nam głogowianka, może takich klientów nie ma jeszcze zbyt wielu, ale jednak się trafiają. Samo to, że przynoszą je po tylu latach w szafie mocno kontrastuje z szybkim zużywaniem się współczesnych ubrań.

– Faktycznie, przynoszą stare ubrania. To głównie bardzo młode osoby, które wynajdują je po mamach i babciach, wygrzebane gdzieś z dna szafy. Stare sukienki, często kożuszki. Jest przy tym trochę pracy, ale właśnie miło się pracuje przy tych porządnych. mocnych materiałach – potwierdza pani Janina, po czym przerywa, by odebrać zamówienie od kolejnego klienta.

A klienci pojawiają się u niej nie tylko z Głogowa. Trafiają się osoby także z Lubina, Polkowic czy Chocianowa. Lista takich zakładów maleje z każdym rokiem, dlatego też szukać trzeba ich coraz dalej.

I choć wydaje się więc, że to zawód wymierający, to jednak na brak pracy narzekać w nim nie można. Pytanie tylko co dalej, gdy zabraknie kuśnierzy i krawców?

– Sama nie wiem, niektórzy potrafią jeszcze coś zrobić sami w domu. Ale takich osób też jest coraz mniej. Niektórzy teraz nie umieją nawet przyszyć guzika. Może więc i z ubraniami będzie tak jak z lodówkami i telewizorami. Ich już nikt nie naprawia, tylko kupuje się nowe – dodaje Janina Chromicz.

Zobaczcie zdjęcia z zakładu pani Janiny:

Janina Chromicz w swoim zakładzie przy Placu 1000-lecia

Ubrania, futra, skóry. W Głogowie uratujesz je w zakładzie p...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto