Czy podchodzące masowo pod domostwa dzikie zwierzęta chorują na wściekliznę? - Nie - twierdzą weterynarze oraz myśliwi i uspokajają: wycieńczone wyjątkowo ostrą i długą zimą sarny, dziki i lisy szukają po prostu pożywienia.
Ostatnio, dziwnie zachowujący się koziołek pojawił się we wsi Wilczyn w gm. Grębocice. Był osowiały i nie reagował na obecność ludzi. - Przyszła do mnie sąsiadka i powiedziała, że na łące stoi kozioł sarny i jest bardzo prawdopodobne, że jest chory na wściekliznę ponieważ nie boi się, nie odchodzi i potrząsa dziwnie głową - wspomina Jacek Kaczmarek i opowiada jak przez kilka godzin usiłował zainteresować kogoś nietypowo zachowującym się zwierzęciem. Mężczyzna zadzwonił najpierw do weterynarza gminnego, a ten odesłał go do Powiatowej Inspekcji Weterynarii w Polkowicach. Później były jeszcze telefony do gminy i koła łowieckiego. Największe zainteresowanie wykazała jednak tylko policja, do której w końcu pan Jacek zwrócił się o pomoc. Kiedy do Wilczyna przyjechał weterynarz zdecydowano, że koziołek trafi pod opiekę leśniczego i przez jakiś czas będzie obserwowany.
Zofia Batorczak, wojewódzki lekarz weterynarii rozumie obawy ludzi, jednak jak mówi, od kilkunastu lat w naszym regionie nie stwierdzono przypadków wścieklizny. Dlaczego więc zwierzęta opuszczają lasy i garną się do skupisk ludzkich? - Szukają jedzenia - wyjaśnia Radosław Podejma, wieloletni myśliwy z Koła Łowieckiego "Odra", a zjawisko tłumaczy srogą i długą zimą. Pokryta grubą warstwą śniegu ściółka leśna oraz zamarznięte rowy znacznie ograniczyły zwierzętom dostęp do pożywienia. - Niestety, takie są prawa natury, że słabsze sztuki muszą paść - dodaje Radosław Podjema i opowiada o sarnach, które w poszukiwaniu pożywienia docierają np. do silosów z kiszonką. Jednak takie rarytasy dzikim zwierzętom nie służą i posilenie się np. liśćmi buraków kończy się biegunką oraz odwodnieniem, co często jest także przyczyną śmierci.
I choć koła łowieckie w najgorszym okresie zimy starały się pomóc zwierzynie, to nie wszędzie jednak z powodu zalegającego śniegu udało się z karmą dotrzeć. - Dokupiliśmy kilkanaście ton kukurydzy i siana oraz lizawkę, czyli sól kamienną, ale jak widać, to wciąż zbyt mało, aby uratować wszystkie zwierzęta - mówi Ryszard Rokaszewicz z Koła Łowieckiego "Cyranka" działającego na terenie gminy Żukowice i Gaworzyce.
O tym, że sarny, lisy i dziki mają dość mroźnej zimy, mogli się przekonać także kierowcy jadący krajową trójką. Zwierzęta, szukając ciepła, kładły się na asfalcie, a przy okazji z poboczy jezdni zlizywały bogatą w mikroelementy sól. Daria Solińska z polkowickiej policji potwierdza, że sygnały o takich przypadkach docierały do funkcjonariuszy niemal każdego dnia. - Także takich incydentów jak w Wilczynie nie brakuje, ale nie lekceważymy żadnego sygnału i prosimy o pomoc fachowców - dodaje Solińska.
Do kogo należy obowiązek opieki nad wygłodniałymi i wycieńczonymi zwierzętami? Przede wszystkim na lokalnym samorządzie i lekarzach weterynarii. Stąd, gdy zauważymy otępiałe i dziwnie zachowujące się zwierzę, należy powiadomić wójta, sołtysa lub powiatowego lekarza weterynarii. Kilka dni temu dzięki czujności mieszkańców wsi Glinica w gminie Żukowice udało się uratować młodego koziołka. Po nakarmieniu i napojeniu zwierzę spędziło noc w stodole jednego z gospodarzy i rano o własnych siłach wróciło do lasu. Wiadomo już, że i koziołka z Wilczyna także udało się uratować.
Czy służby odpowiedzialne za opiekę nad zwierzyną leśną rzetelnie wykonują swoje obowiązki? Czy obawiasz się wścieklizny? - podyskutuj na naszej stronie
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?