Złotoryja: Sąd nad starostą

Tak uznał Sąd Rejonowy w Złotoryi. W środę rozpatrywał wniosek Ryszarda R. o uchylenie decyzji prokuratora, który zawiesił starostę w czynnościach służbowych. Oskarżony o korupcję samorządowiec powtarza, że jest niewinny. Że padł ofiarą pomówień. – Sytuacja jest dziwna. Jakby to nie oni mieli udowodnić moją winę, tylko ja muszę dowieść, że jestem czysty – mówił rozgoryczony.

Zdementował pogłoski, że złapano go na tzw. kontrolowanym przyjęciu łapówki z oznaczonymi specjalnym proszkiem banknotami. Nic takiego nie miało miejsca.
Sądząc z wystąpienia jego obrońcy przed Sądem Rejonowym w Złotoryi, bezpośrednim źródłem obecnych kłopotów Ryszarda R. stali się dwaj miejscowi przedsiębiorcy. Jeden prowadził niegdyś firmę sprzątającą miasto, drugi wciąż działa w branży spożywczej.

Starosta miał od nich brać lub żądać łapówki np. za załatwienie dotacji z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych lub umożliwienie wejścia ze swymi produktami do budującego się wówczas dyskontu Plus. Zdaniem obrońcy, te oskarżenia trzeba uznać za absurdalne, bo Ryszard R. jako lokalny polityk nie posiadał żadnego wpływu na decyzje centrali PFRON ani władz zagranicznej firmy Plus Discount.

Sędzia Michał Misiak nie dał się jednak przekonać takiej argumentacji. Przyznał za to słuszność prokuraturze, że materiał dowodowy przeciwko staroście jest wystarczająco mocny. Informacje o zaistnieniu przestępstw korupcyjnych pochodziły z trzech niezależnych od siebie źródeł. Nic nie wskazuje na to, by świadkowie, którzy oskarżyli Ryszarda R., działali wspólnie, bo nic ich nie łączy.

– Owszem, materiał dowodowy budzi pewne wątpliwości, które będą musiały jeszcze zostać zweryfikowane przez prokuraturę - uzasadniał złotoryjski sąd. – Podstawowe znaczenie ma odpowiedź, czy w tej sprawie zachodzi wysoki stopień prawdopodobieństwa popełnienia przez podejrzanego zarzucanych mu czynów. W mojej ocenie takie prawdopodobieństwo zachodzi.