Przekonała się o tym 36-letnia Monika z Jeleniej Góry. - Pojechałam w grudniową sobotę na narty do Szpindlerowego Młyna - opowiada. Wyjeżdżała do Czech już wiele razy, szusowała w Pecu, Rokytnicach i Mladych Bukach. Teraz miała pecha. Upadła na stoku tak nieszczęśliwie, że złamała rękę. Koledzy wezwali Horską Slużbę. Ratownicy zwieźli ją do parkingu.
- Niedawno dostałam pismo z Horskiej Slużby, w którym żądają 38 euro - relacjonuje pani Monika. Nie rozumiała, o co chodzi i nie zapłaciła. Wczoraj dostała list od komornika, który twierdzi, że działa na zlecenie Horskiej Slużby i powiększył dług do 82 euro. - Nie wiedziałam, że są jakieś opłaty. Sądziłam, że tak jak w Polsce, pomoc ratowników górskich w Czechach jest udzielana bezpłatnie - narzeka pani Monika.
Nie miałaby problemu, gdyby ubezpieczyła się przed wyjazdem. Można to zrobić na granicy w Jakuszycach i Kudowie-Słonem. Punkty są czynne cały dzień.
- Bardzo rzadko narciarze jadący do Czech wykupują ubezpieczenie - mówi Krystyna Kotlarz z Biura PZMot w Kudowie-Słonem. Koszty są niewielkie. Jednodniowe ubezpieczenie rozszerzone ( z transportem rannego śmigłowcem) kosztuje 1,33 euro, czyli ok. 5,80 zł. Przy kolejce gondolowej w Świerado-wie-Zdroju ubezpieczenie podstawowe wynosi zaledwie 2 zł dziennie.
Dlaczego zatem Polacy ryzykują? - Z lekkomyślności - tłumaczy Ofał Grębowicz, naczelnik Karkonoskiej Grupy GOPR. Sądzą, że skoro jadą na jeden dzień i tak blisko, to nie muszą się ubezpieczać. Tymczasem portal lidovky.cz przywołuje statystyki, z których wynika, że ze-szłej zimy czescy ratownicy pomagali m.in. 492 rannym Polakom, 410 Niemcom i 302 Holendrom. - Mamy z Polakami największe problemy - przyznaje Jirzi Brożek, szef czeskich górskich służb ratowniczych.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?