W Głogowie mieszka 41 weteranów zagranicznych misji wojskowych. 29 maja obchodzili oni swoje święto. Z tej okazji grupa byłych żołnierzy spotkała się w głogowskim ratuszu.
Wśród zebranych tam ludzi spotkaliśmy starszego chorążego rezerwy Dariusza Kluskę. Od lat prowadzi on w Głogowie szkołę nauki jazdy „Darek”. Mało kto jednak wie, że jest on również weteranem mało znanej misji, w której uczestniczyli polscy żołnierze.
W 1994 roku pan Dariusz wyjechał do Kambodży jako część polskiego korpusu w ramach ONZ. Przebywał tam od stycznia do września.
- Miałem piastować zupełnie inne stanowisko niż ostatecznie mi przypadło. Pojechaliśmy tam jako wojska logistyczne, zabezpieczające tok działań innych armii. Mieliśmy zająć się zagospodarowaniem żywności, dowożeniem wody i tak dalej - wspomina głogowianin. - Niestety wyszło zupełnie coś innego. W maju Czerwoni Khmerzy zaczęli atakować. Jako wojska logistyczne zostaliśmy nagle zmuszeni do obrony jako wojska operacyjne. Dlaczego? Aż wstyd przyznać, ale wojska operacyjne po prostu uciekły ze stanowisk. A kto został na polu walki? Polak.
W tym czasie została zaatakowana kompania w północnej Kambodży. Zabezpieczający tam logistykę Polacy zostali z garstką amunicji. Nie byli też przygotowani do takiej walki. Ich bazę kończyła płyta lotniska, przy której krawędzi wyrastała już dżungla. A z tej dżungli trwał ostrzał. Pan Dariusz wraz z kilkoma kolegami stacjonującymi w stolicy zgłosili się na ochotnika do wsparcia atakowanej kompanii.
- Ochotników do wsparcia było ośmiu. Z nami poleciał kapelan. W tym okresie był dla nas bardzo pomocny również udział Legii Cudzoziemskiej, w której również służyli Polacy. Gdyby nie ich wsparcie, to byśmy już chyba nie rozmawiali. W Kambodży amunicję można było kupić wszędzie, a nam jej bardzo brakowało. Doszło nawet do tego, że kupowaliśmy ją za własne żołdy - wspomina Dariusz Kluska.
Ponieważ wojska logistyczne były bardzo słabo uzbrojone, z Polski wysłano im nawet czarterem karabiny PKS, aby wzmocnić ich siłę ognia. Wreszcie do walki włączyły się też inne armie. W sumie w ostrych działaniach wojennych pan Dariusz brał udział przez blisko 40 dni.
- Wtedy praktycznie się nie spało, bo ciągle byliśmy pod ostrzałem. Pamiętam jak siedzieliśmy z kolegą w namiocie i nagle usłyszeliśmy świst. Spojrzeliśmy na siebie i tak patrzyliśmy przez chwilę oceniając, czy ten drugi żyje. Okazało się, że kula uderzyła kilka centymetrów obok jego ucha, w szafkę - mówi głogowianin.
Po powrocie do kraju wielu żołnierzy biorących udział w tej misji miało problemy zdrowotne. Przeciw nim stanęli bowiem nie tylko ludzie, ale też przyroda. Szczególnie zdradziecka była woda. Szukający ochłody w jeziorze często przypłacali to zachorowaniem na amebozę.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Polski samolot musiał nagle lądować na Islandii. Nerwowa sytuacja na pokładzie
- Gwiazdy „Pulp Fiction” na 30. rocznicy premiery filmu. Niektórych zabrakło
- Kokosanka pingwinem roku. Ptak z gdańskiego zoo bije rekordy popularności
- Sto dni do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Co mówią mieszkańcy Paryża?