Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Taksówkarz to był kiedyś gość! Wie coś o tym Bronisław Bala, bo jeździł w Głogowie przez ponad 44 lata!

Grażyna Szyszka
Bronisław Bala zawodowo spędził za kierownicą osobowej taksówki 44 lata
Bronisław Bala zawodowo spędził za kierownicą osobowej taksówki 44 lata Grażyna Szyszka
Taksówkarz to praca nie dla każdego. Oprócz zamiłowania do jazdy samochodem, trzeba mieć cierpliwość i być otwartym dla ludzi, bo klienci trafiają się różni. Sporo o tym wie Bronisław Bala, głogowski taksówkarz, który w tym zawodzie przepracował 44 lata.

Bronisław Bala we wrześniu skończy 80 lat. Jest jednym z najdłużej pracujących w zawodzie głogowskich taksówkarzy, ponieważ definitywnie rozstał się z kogutem TAXI dopiero ostatniego dnia grudnia 2022 roku. Zrobił to po 44 latach pracy za kółkiem.

- Trzeba to kochać, a ja przede wszystkim lubiłem być kierowcą. Kiedy zacząłem jeździć taksówką, Głogów był mały. Dziś to inne miasto – przyznaje.

Zanim został taksówkarzem robił odwierty dla geologów Jana Wyżykowskiego

Bronisław Bala pochodzi z Przesiecznej w gminie Radwanice, gdzie jako dziecko przyjechał z mamą po wojnie z centralnej Polski, a konkretnie z Żytniowa koło Wielunia. Jako 17-latek rozpoczął pracę w radwanickiej roszarni, ale marzyła mu się zmiana, więc trafił do zespołu wiertaczy Przedsiębiorstwa Geologicznego we Wrocławiu. Do pracy dojeżdżał motorami. Miał m.in. jawę i WSK-ę.

- Pracowałem tam do 1977 roku. Robiliśmy odwierty pod miedziowe kopalnie. To, co żeśmy odwiercili badał potem zespół Jana Wyżykowskiego. Mieliśmy robotę od Grodowca, kiedyś Wysoka Cerkiew, po Komorniki, Polkowice, Wierzchowice i Jakubów. Ale jak się już kończyła u nas ta geologia, to trzeba było myśleć o zmianie pracy – opowiada.

Wtedy zdecydował się zostać taksówkarzem i założyć własną działalność.

Najlepsze postoje były koło dworca i przy Moniuszki

Jego prywatny biznes ruszył dokładnie 5 stycznia 1978 roku. Jeździł wówczas dużym fiatem. Pan Bronisław wspomina, że Głogów był małym miastem. Nie było Kopernika ani Piastowa, a na starówce, oprócz ruin ratusza i teatru stał jeden budynek, tzw. „pekin”.

- Tam, gdzie dziś jest ulica Sportowa pasły się kozy. Drogi były tak dziurawe, że trzeba było często naprawiać samochód – opowiada. - Żaden z nas nie chciał brać kursów na Folwarczną, do szkoły rolniczej, bo droga była koszmarnej kostki brukowej.

Gdy zaczynał pracę, w mieście jeździło około 50 taksówek. Pamięta, że najwięcej się zarabiało na postojach przy dworcu kolejowym i przy Moniuszki.

- Co prawda największe kokosy, czyli wtedy, gdy budowali głogowską hutę już się skończyły, ale i tak nie było źle. Taksówkarz to był gość! Ludzi było tyle, że na postoju koło stacji kolejka ciągnęła się aż do cukierni Pawełkiewicza. Dochodziło czasem do awantur między klientami, bo każdy chciał jak najszybciej jechać. Ale była u nas zasada, że wsiada ten, który pierwszy stoi – mówi pan Bronisław. - No i jak stała kolejka to nie odbieraliśmy telefonu w „grzybku”. Klient na postoju zawsze miał pierwszeństwo. Owszem, czasem się zdarzało, że człowiek chciał zabrać bez kolejki swojego znajomego. Wtedy kazałem iść za „Malwę” i tam czekać. Inaczej byłaby na postoju niezła awantura – wspomina z uśmiechem.

Bywało, że wyciągał pasażerów z samochodu… za nogi

Głogowski taksówkarz twierdzi, że w czasie wieloletniej pracy na szczęście omijały go nieprzyjemne zdarzenia. Słyszał jednak o groźnych napadach na kolegów, nawet z użyciem noża. Sam miał do czynienia z nieuczciwymi klientami.

- Zawoziłem takiego delikwenta na wieś, niby pod dom. On prosił, żeby poczekać, bo idzie po pieniądze i tyle go widzieli – wspomina i dodaje, że nie raz sprzątał samochód po pijanym, który zwymiotował. - Były też i zabawne sytuacje. Wesoło robiło się zwłaszcza w Dniu Kobiet. W latach 80-tych świętowali w każdym zakładzie, w każdej firmie. Pili wszyscy. Oj, czasami nie dało się wyciągnąć klienta z samochodu inaczej, niż za nogę. Pań też to dotyczyło – śmieję emerytowany taksówkarz.

Taksówkarz to był gość!

Ale praca była warta zachodu i poświęcenia. Pan Bronisław przyznaje, że zarabiał całkiem spore pieniądze. Trafiały się kursy do Wrocławia, Zielonej Góry, Jeleniej Góry, Żar, Sławy czy Legnicy. Często woził też górników do Polkowic, a na Wszystkich Świętych ludzie zamawiali kursy na podgłogowskie cmentarze. Jeździł ze znanymi głogowianami i lekarzami. Gdy był jeszcze młody i miał małe dzieci, jeździł całe dnie i często noce, ale wiedział, za co.

- Miałem kieszenie pełne pieniędzy, tylko czasy były takie, że nie można było nic kupić – mówi.

Miał trzy duże fiaty i dwa mercedesy

W czasie swojej wieloletniej pracy głogowski taksówkarz miał w sumie trzy duże fiaty i dwa mercedesy. Jednak jego pierwszym autem była nowa, wygrana na loterii syrena 104.
Jednak do mercedesów taksówkarz miał wyjątkową słabość.

- Jednego z nich kupiłem w z przebiegiem 150 tysięcy kilometrów. U mnie dobił do pół miliona i to bez większych remontów – zaznacza. - To właśnie tym mercedesem zakończyłem pracę i ostateczne ściągnąłem koguta z napisem Taxi. Ale mam już kolejnego.

Od blisko 50 lat mieszka w Głogowie, ale w Przesiecznej wybudował dom, ma ogród i chętnie spędza tam każdą wolną chwilę.
Z żoną Bożeną, pochodzącą z Kłobuczyna, są małżeństwem od blisko 60 lat. Mają córkę Renatę i syna Mirosława. Mają też czworo wnucząt.
Pracę wieloletniego taksówkarza docenił starosta Jarosław Dudkowiak, który w tym roku odznaczył go Złotym Herbem Powiatu Głogowskiego.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto