Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Święta z lat 90. w domu dziecka w Sławie we wspomnieniach wychowanków. Pałac był ich domem

Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak
Stoły na wigilii były zastawione potrawami
Stoły na wigilii były zastawione potrawami Arch. rodzinne
Wszyscy pamiętają ogromną choinkę w największej sali, ale żalu za mamą i tatą, nie pamięta nikt. Mało kto jechał do domu, bo domem był pałac w Sławie, czyli dom dziecka.

Pałac Rechenbergów, a potem rodu Barwitzów, których herb do tej pory można oglądać w bramie wjazdowej, przez pół wieku zamieszkiwały dzieci. Ten największy zabytek w Sławie był domem dziecka w latach 1957 – 2006. Akt notarialny potwierdzający sprzedaż obiektu został podpisany w styczniu 2007 r. Dzisiaj, nie dziwi, kiedy całe rodziny wyjeżdżają do rezydencji hotelowych na święta, wtedy dla dzieci z domu dziecka w Sławie, pałac był domem, więc wigilia i Boże Narodzenie odbywały się w pałacowych wnętrzach, ale takich z wymalowanymi lamperiami, czy od zewnątrz z zabytkowymi detalami, pokrytymi grubą warstwą cementu.

– To był, jest i będzie mój dom rodzinny – mówi pani Agnieszka, która wychowywała się tutaj. Pamięta wigilie, święta i bal karnawałowy w pałacu.

Stoły przykrywały świąteczne obrusy

– Był karp, barszcz z uszkami, kluski z makiem, kapusta z grochem. Nie lubiłam tej kapusty. Zresztą karpia w bidulu też nie, ale inni wcinali, im smakował. Mi smakował ten u babci. Do dzisiaj uważam, że karp ma okropne ości – wspomina dawna wychowanka. – Gotowały nasze kucharki. Było ich kilka. Piekły też ciasto. Były makowce i serniki. Był też wystrój świąteczny w domu. Na stołach były świąteczne obrusy i stroiki, takie jakby świeczniki. Pamiętam, jak je robiliśmy. To nie był obowiązek. Robiło się je po prostu. Było ładnie.

Po wspólnej kolacji były prezenty.

– Wychowawcy wieczorami szykowali paczki dla dzieci. Moja mama też mi szykowała osobno i dostawałam razem z dziećmi, ale nie otwierałam swojej przy nich, żeby nie było różnicy – wspomina Beata Sławińska, której mama pracowała w sławskim domu dziecka niemal 40 lat, całe swoje życie zawodowe. – Było pięknie. Na te paczki czekały wszystkie dzieci, te, które tutaj mieszkały i dzieci osób tutaj pracujących.

Pani Beata pamięta zapach ciasta i pasty do podłóg oraz oczywiście choinkę. Była ogromna. Pamięta ją każdy, kto bywał w czasie świąt w domu dziecka.

– Stała w auli, największej sali w pałacu. Tam mieściło się ponad 120 osób. Były też dzieci pracowników. Funkcjonowaliśmy, jak jedna wielka rodzina. Nasze dzieci prywatne, że tak się wyrażę, to się tutaj wychowywały – podkreśla Agata Mierzwiak, która była w pałacu wychowawczynią przez kilkadziesiąt lat.

To rodzinne ciepło pamięta też lekarka rodzinna, która przychodziła w latach 90., kiedy któreś z dzieci było chore. Mieszkała w pobliżu.

– Bardzo lubiłam przychodzić do dzieci z domu dziecka. Była niesamowita atmosfera. Pamiętam, chociaż to odległe czasy. Z reguły to była porada lekarska, badanie, recepty. Najbardziej pamiętam panią Agatę, była pierwszą osobą która mnie oprowadziła – opowiada Wiktoria Popadiuk.

Paczki wielkości dużych kartonów

– Kiedyś tak było, że na wigilii były dzieci pracowników, ale to nie za moich czasów – zaznacza pani Agnieszka. – Wychowawcy, którzy akurat byli w pracy, to z nami spędzali wigilię. Pamiętam sławskiego proboszcza, że był na wigilii. On już nie żyje. Zawsze były opłatki. Nawet mam zdjęcie jak dzielę się opłatkiem z ówczesną dyrektorką. Mamy takie grupowe zdjęcie przy choince. Nie pozowaliśmy, tak staliśmy przy tej choince, chociaż teraz jak patrzę, to wyglądamy, jakbyśmy specjalnie do tego zdjęcia stanęli.
Pani Agnieszka też pamięta wielką choinkę. – Była ogromna, ta świetlica była połączona z poddaszem, sufit był wysoko, a ona tam sięgała – przypomina sobie.

Pamięta też czas paczek z Holandii.

– Dostawaliśmy wtedy paczki wielkości dużych kartonów. Pamiętam kosmetyki, masło czekoladowe, orzechowe, wszystko, co w tamtych czasach było ciężko dostać w sklepach, było w tych paczkach. Nawet posypki do tortów, które teraz są u nas popularne – opowiada dawna wychowanka. – Dana rodzina z Holandii miała jednego wychowanka, którego znała wiek, rozmiar. Tak, jak dzisiaj można adoptować dziecko z Afryki, nie znając go, finansować mu to, czego potrzebuje, tak było wtedy. Do dzisiaj mam kartki urodzinowe, które mi przesyłali. To było miłe, że ktoś obcy pamiętał. I dostaliśmy też wtedy forda busa od policjantów. Szef tych policjantów miał na imię Teo. Pisaliśmy z Holendrami listy. My po polsku, a córka naszej dyrektorki je tłumaczyła.

Dom był w pałacu

– Ci, którzy jechali na przepustki na święta, to jechali, większość zostawała – opowiada pani Agnieszka. Pamięta, że dwa razy pojechała do zaprzyjaźnionej rodziny zastępczej.

– Dla mnie wigilia, to było wolne od szkoły, dobre żarcie, luz blues i słodycze – mówi dalej. – Chciałam zobaczyć, jak to jest w domu, w rodzinie. Ale moją rodziną zawsze był dom dziecka, tam był mój brat, moja siostra, inni wychowankowie.

Dopytujemy, czy dało się wyczuć żal za domem.

– Nie wiem, jak inni, ale ja tego nie odczułam. Mi się nie chciało płakać. Nie było czegoś takiego, że ktoś płakał, bo chciał iść do domu, do mamy i taty. Takiego czegoś nie było - zapewnia.

Podkreśla, że sama poszła do domu dziecka, więc tym bardziej, nie chciałaby wracać do domu rodzinnego. – Jaka była sytuacja domowa innych, to nie mogę powiedzieć, nie wiem, jakie mieli relacje, dlaczego poszli do domu dziecka. Ja do swojej rodzicielki w życiu bym na wigilię nie poszła. Chciała ponoć nas odzyskać. Jakby doszło do sprawy, to bym powiedziała w sądzie, że nie chcę, ale moja siostra na pewno by poszła – przyznaje.
Pałac przez 16 lat stał pusty. W połowie grudnia nowi właściciele zaprosili przedstawicieli władz miasta, powiatu, dawnych pracowników i inne osoby wspierające ten zabytek na spotkanie wigilijne.

– Będę im dopingować. Jeśli będę mogła pomóc, to pomogę – zapewnia dawna wychowanka. – Chcę żebyśmy – my dawni wychowankowie i wychowawcy – dożyli lepszego jutra dla pałacu. Liczę, że doczekam tego czasu, że będę mogła wejść na ten teren z uśmiechem. Teraz nie, bo mi serce pęknie, ale wtedy jak już będzie gotowy i zobaczę, że wszystko jest okej.

Czytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto