Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polacy na emigracji

Barbara Szczepuła
Matka dwóch nastolatek jedzie pracy do Niemiec i nie daje znaku życia… Psycholog mówi: Żeby wyjść z depresji, musi pani dokładnie przeanalizować swoje życie. Dzień po dniu. Jakby pani cofała film.

Matka dwóch nastolatek jedzie pracy do Niemiec i nie daje znaku życia…

Psycholog mówi: Żeby wyjść z depresji, musi pani dokładnie przeanalizować swoje życie. Dzień po dniu. Jakby pani cofała film. Czy pani wie, z jakiego powodu najbardziej pani cierpi? Depresja to choroba utraty.
Ojciec?
Ojca nie było. Wpadł pod pociąg w roku 1974, jeszcze przed urodzeniem Anki. Zaledwie kilka tygodni po jej poczęciu. Mama powiedziała mu, że jest w ciąży i zażądała, by zerwał z kochanką. Wtedy wyprowadził się z domu.
Po jakiejś imprezce towarzyszącej otwarciu nowego sklepu z obuwiem (nadzorował te placówki), którego kierowniczką była właśnie owa pani, tak w każdym razie twierdziła mama, a więc szedł do kolejki, biegł właściwie, śpieszył się, poły prochowca powiewały jak chorągwie na wietrze i pociąg go wciągnął po prostu.
Miał dwadzieścia osiem lat.
To nie wypadek, ale samobójstwo – twierdziła rodzina taty. Brygida zmarnowała mu życie. A to dziecko, które ma się urodzić - może wcale nie jest jego?
Gdy Anka przyszła na świat, wątpliwości rodziny ojca jeszcze się spotęgowały. Była śliczna, podobna do matki jak dwie krople wody. A jej starsza siostra, co do której nie było żadnych niejasności, czyją jest córką, to - proszę spojrzeć – dosłownie skóra ściągnięta ojca.
- Wolałabym, żeby nie był moim ojcem. Wtedy miałabym szansę spotkać gdzieś kiedyś prawdziwego tatę – mówi Anka do psychologa. – A tak już na starcie byłam upośledzona, uboższa. Cień ojca stale towarzyszył mi, przytłaczał, ciążył. Byłam przekonana, że nic mi się nie uda. Jego nieobecność odbierała mi pewność siebie.
- Po latach, gdy się zakochałam i zamieszkałam z Michałem, stale prześladowała mnie liczba dwadzieścia osiem. Bałam się, że gdy skończy dwadzieścia osiem lat, stanie się coś złego. Umrze.
Bo mnie nie może się udać.

*
Dom?
Mieszkanie kwaterunkowe w starej kamienicy w nienajlepszej dzielnicy Gdańska. Pokój, służbówka i kuchnia. Łazienki nie było, klozet na korytarzu.
W domu sparaliżowana babcia Elisabeth, która leżała w łóżku przeszło dwadzieścia lat, jej dwaj synowie: Józek - pijak oraz Bernard – leń, któremu nie chciało się pracować. Zajmowali pokój. Mama, Bożenka i Anka - służbówkę.
Dziadek Franek już nie żył. W czasie wojny był więźniem Stutthofu. Gdy w latach sześćdziesiątych pojechał na obchody 25-lecia wyzwolenia obozu, wrócił i płakał, płakał i płakał, choć był twardym człowiekiem. Wkrótce zmarł na zawał.
Gdy Franek siedział obozie, bracia jego przyszłej żony Elizabeth, której wtedy jeszcze nie znał, walczyli w Wehrmachcie. Po wojnie zostali w Niemczech. Ich ojciec do nich dołączył. Czekał tam na żonę i młodsze dzieci. Mieli przypłynąć z Gdyni statkiem Wilhelm Gustloff. Statek zatonął, a nazwiska żony nie było na liście uratowanych. Dopiero w dwa lata później dowiedział się, że w ostatniej chwili zrezygnowała z wyjazdu. W przeciwieństwie do męża nie czuła się Niemką. Jej najstarsza córka, Elisabeth wyszła w Gdańsku za mąż za Franciszka, byłego więźnia Stutthofu. I tak pierwiastek niemiecki połączył się z polskim.
No, ale jesteśmy już w latach osiemdziesiątych, babcia Elizabeth leży sparaliżowana, choć wydaje się, że rozumie, co się dzieje wokół niej i krzyczy od czasu do czasu dramatycznie coś po niemiecku, albo woła córkę: Brygida! Brygida!
Córka nie słyszy.
*

Gdzie właściwie jest Brygida, matka Anki i Bożenki, córka Elizabeth?
Wyjechała na trzy miesiące do Niemiec, żeby trochę zarobić i uwolnić się od swoich braci, którzy pili i bili - ją i matkę.
- Cicho, cicho, mówiła przez lata do córek, nie denerwujcie wujków, zaraz się uspokoją, pracowała od rana do wieczora, na dwu etatach, dzieliła się z nimi pieniędzmi, nie wyobrażała sobie, że może się im sprzeciwić.
Bała się chyba rozpocząć własne życie i trzymała się rodziny, znosząc nawet upokorzenia.
Tematem numer jeden w domu były niezapłacone rachunki. Któregoś dnia Anka przyszła do domu ze szkoły z koleżanką, a wujek rzucił z wściekłością rachunek na stół i krzyknął: twoja matka znowu nie zapłaciła!
Dość! - krzyczała Anka. – Dość tego! Haruje jak wół, utrzymuje was, darmozjadów, nieszczęście na nas sprowadzacie!
Wtedy ją uderzył w twarz: - Wy….j!
Poszła na przystanek i czekała na mamę. Mama wysiadła z tramwaju, taka piękna, elegancka, plisowana czerwona spódniczka, czerwone szpilki, starała się do pracy chodzić zawsze dobrze ubrana, sama sobie szyła na starej maszynie Singera, córkom też szyła śliczne sukienki, kostiumy karnawałowe, były najlepiej ubrane, wszystko musiało być „czyste i całe” powtarzała mama (to ten pierwiastek niemiecki się odzywał), stale prała, czyściła, prasowała…
Wysiadła z tego tramwaju, a Anka mówi, że wujek uderzył ją w twarz. Wtedy już mama nie wytrzymała i wyprowadziły się do pustego mieszkania obok, właściwie nie było to mieszkanie, ale nora. Wymalowały, posprzątały, porozkładały serwetki, zabrały babcię z tym jej łóżkiem i cieszą się, że są same wreszcie i wtedy, dosłownie po kilku dniach, wujek-agresor wprowadził się do nich.
Mama nie miała siły mu odmówić. Chyba bała się samotności i dlatego go tolerowała, bo jaki był taki był, ale był.
Wkrótce potem wujek wyjechał do Niemiec, ale musiał tam narozrabiać, bo wrócił z adnotacją w paszporcie zabraniającą mu wjazdu do Bundesrepublik. Kiedy przyszedł do nich, wiedziały, że już nie mogą go wpuścić. Pierwszy raz się postawiły.
Gdy runął komunizm i ludzie brali swoje sprawy w swoje ręce, sąsiad założył firmę budowlaną. Nastawił się na zdobycie rynku niemieckiego. Żeby zdobyć ten rynek, potrzebował tłumacza. Spojrzał na mamę innym okiem, bo kto mu się nada tak dobrze, jak Brygida znająca perfekt niemiecki i do tego jeszcze księgowa?
Więc mama zdecydowała się pojechać na trzy miesiące i podreperować domowy budżet. Nigdy nie mieli w domu nic nowego. Stary telewizor, stara pralka Frania, wirówkę pożyczało się od sąsiadów, kuchenka prawie się rozpadała, no, więc mama wyjedzie, zarobi dwa i pół tysiąca marek miesięcznie, i kupi pralkę automatyc

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto