Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatni list z więzienia

Barbara Jaśkowiec
Fot:spgw
Fot:spgw
Edyta nie może sobie wybaczyć, że nie udało się jej porozmawiać z bratem przed jego śmiercią – Pojechaliśmy odwiedzić Adama i dopiero wtedy dowiedzieliśmy się, że od poprzedniego dnia już nie żyje! Jestem ...

Edyta nie może sobie wybaczyć, że nie udało się jej porozmawiać z bratem przed jego śmiercią
– Pojechaliśmy odwiedzić Adama i dopiero wtedy dowiedzieliśmy się, że od poprzedniego dnia już nie żyje! Jestem oburzony. Nikt nas o tym nie powiadomił. Dlaczego? – zastanawia się Władysław W., ojciec 44-letniego głogowianina, który zmarł 1 sierpnia o godz. 15.30 w więziennym szpitalu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu. Rodzina chce się dowiedzieć, jakie były okoliczności tej śmierci

Rodzina Adama uważa, że sprawa nie jest jeszcze do końca wyjaśniona. Trzeba znaleźć odpowiedzi na co najmniej parę pytań.

List w skrzynce
Pani Edyta, siostra zmarłego więźnia, po dłuższej nieobecności w kraju wróciła do domu. Wyjęła ze skrzynki zaległą korespondencję. Wśród przesyłek znalazła list od brata, który leżał w szpitalnym więzieniu ze złamaną nogą i ręką. Adam został skazany za poważne przestępstwo, choć najbliżsi wciąż nie wierzą w to, że wyrok był sprawiedliwy. – Cóż, to surowy wyrok z okresu stanu wojennego – uważa pani Edyta. Przebywał za kratami od kilkudziesięciu lat. Za sześć miał wyjść na wolność. Siostra utrzymywała z nim bliski kontakt, często do siebie pisali, wiedziała co brat czuje i myśli w więzieniu.
– Napisał w liście „Przyjedź i pomóż, moje bezpieczeństwo osobiste jest zagrożone, ich stać na wszystko”. Po tak dramatycznych słowach postanowiliśmy z ojcem jak najszybciej tam pojechać – opowiada ze łzami w oczach. – Nigdy sobie nie wybaczę, że nie zdążyłam porozmawiać z bratem.
W środę 1 sierpnia wsiadła z ojcem do samochodu i ruszyli w stronę Wrocławia. Niestety, nie dane im było dojechać do celu, bo auto się zepsuło i trafiło do mechanika. Musieli wrócić do domu. Przełożyli wyjazd na czwartek. Następnego dnia przed godziną 10 rano stanęli pod drzwiami zakładu karnego we Wrocławiu.
– Ojciec okazał w okienku dokumenty. Strażnik wziął je do ręki, przejrzał i raptownie zamknął okno. Następnie chwycił za telefon i gdzieś zadzwonił. Miałam złe przeczucia, ale nie pomyślałam, że nie zobaczę już brata – mówi pani Edyta.
Rodzinę skierowano do innego wejścia i kazano poczekać. Po chwili przyszedł pracownik więziennictwa w cywilnym ubraniu i powiedział, że Adam G. nie żyje. Zmarł poprzedniego dnia.
Jak grom z jasnego nieba
– Zapytał od razu, co z ciałem i czy je zabierzemy. Nie dał nam nawet chwili na zastanowienie się na słowami, które wcześniej wypowiedział. Przeżyłam szok. Słowa docierały do mnie, ale broniłam się przed nimi – opowiada wciąż wzburzona tamtą sytuacją głogowianka.
– Mamy pretensję do pracowników zakładu, że okazali się tacy bezduszni i że nikt nas wcześniej nie powiadomił. Chociaż już od kilkunastu godzin mój syn nie żył – mówi pan Władysław, ojciec zmarłego mężczyzny. – Zastanawiam się, na co czekali? A gdybyśmy nie przyjechali w czwartek? Czy ktoś by nas w ogóle powiadomił? W zakładzie wszyscy byli w ogóle zdziwieni, że przyjechaliśmy. Nikt się tam nas nie spodziewał – dodaje pan Władysław.
– Przyjechaliśmy pełni nadziei, że się zobaczymy. Na taką wiadomość nie byliśmy przygotowani – podkreśla jego córka.

Zgodnie z procedurą
Więzienna administracja nie ma sobie nic do zarzucenia. Uważa, że wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa i obowiązującą procedurą. – Rodzinę o zgonie skazanego powiadamiamy niezwłocznie po ustaleniu jej adresu czy telefonów. W tym przypadku śmierć nastąpiła o godz. 15.30. Większość pracowników była już po pracy. Powiadomiliśmy o zdarzeniu w tym samym dniu policję i prokuratora – wyjaśnia Kazimierz Markiewicz, dyrektor Zakładu Karnego we Wrocławiu. – Być może nie znaliśmy adresu rodziny lub telefonów do niej. Musieliśmy ustalić, a to trochę trwa. Czasem skazani w swoich dokumentach nie mają adresów kontaktowych, dlatego wówczas cała procedura może się nieznacznie odwlec.
– Nic nie usprawiedliwia bezduszności urzędniczej. Zmarł człowiek, nie numer, tylko człowiek, który miał kochającą rodzinę. Dlaczego tak długo zwlekali z powiadomieniem nas i dlaczego zrobiono to w tak bezdusznej formie? – zastanawia się wciąż pani Edyta.

Jak to się stało?
Rodzinie zmarłego głogowianina nie zależy na konsekwencjach wobec ludzi, którzy nie powiadomili o śmierci Adama. Pochowali go w miniony wtorek. Zależy im jednak na wyjaśnieniu przyczyn samej śmierci, o których dziś bardzo mało wiedzą, a list z więzienia nie pozwala im zamknąć tego rozdziału. Nie chcą o tym mówić z dziennikarzem. Oficjalnie dostali informację, że Adam zmarł z powodu zaburzeń układu krążeniowo-oddechowego. Usłyszeli o dużej ilości mocnych środków, które mężczyzna zażył. Ale czekają na ekspertyzę lekarzy z akademii medycznej, która ma ustalić dokładne przyczyny zgonu.
– Są one dla nas wciąż niejasne – mówi pani Edyta. – Ufam lekarzom, że znajdą przyczynę śmierci mojego brata.
- Personalia zmarłego więźnia i jego rodziny zostały w tekście zmienione.

Urzędowo i bezdusznie
- Mecenas Jerzy Bartkowiak, adwokat z Głogowa
Bardzo urzędowo i bezdusznie zachowali się pracownicy zakładu karnego. Uważam, że należy niezwłocznie, a nie po kilkunastu godzinach, powiadomić rodzinę o tragedii. Znane są przecież adresy i numery telefonów. Niezbędne informacje znajdują się w teczkach skazanych. Rodzina w tym przypadku może mieć pretensję. Uważam, że doszło do zaniedbania obowiązków
i osoba za to odpowiedzialna powinna ponieść konsekwencje.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto