Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy ul. Matelki mają dość życia w ciągłym strachu. Boją się sąsiada

Ewelina Sadko
Mieszkańcy os. Chemików w Oświęcimiu nadal nie mogą otrząsnąć się z dramatu, jaki wydarzył się z czwartku na piątek w ubiegłym tygodniu przy ul. Matejki. W środku nocy na pierwszym piętrze wybuchł pożar. W kilka chwil płomienie zajęły całe mieszkanie. Zginął 31- letni mężczyzna. – Myślałam, że nie ma dla nas ratunku, kiedy otworzyłam drzwi z mieszkania i czarny dym odciął mi drogę ucieczki. Myślałam tylko o tym, jak uratować dzieci – wspomina nadal roztrzęsiona Patrycja Lasoń, mieszkanka bloku przy ul. Matejki.

Walka z czasem
– Poczułem zapach palonego plastiku i zacząłem szukać w mieszkaniu przyczyny – mówi Grzegorz Miziołek, mieszkaniec klatki, gdzie wybuchł pożar. – Okazało się, że śmierdzi z instalacji. Wtedy zrozumiałem, że jesteśmy w niebezpieczeństwie – dodaje.
Mężczyzna wybiegł na klatkę schodową. Na pierwszym piętrze ktoś szarpał się z drzwiami do środkowego mieszkania. Dołączył się i pomógł je wyważyć. Wtedy gęsty, czarny, wręcz smolisty dym wystrzelił na klatkę. Zaczęła się walka z czasem.
– Pobiegłem ratować rodzinę. Wpadłem do mieszkania, wziąłem mokry ręcznik, założyłem córce na twarz i zbiegłem na dół. Dym był wszędzie, nic nie widziałem, czułem jak kręci mi się w głowie i tracę oddech – opowiada Grzegorz Miziołek. – Ale nie mogłem odpuścić, bo na górze została reszta mojej rodziny – dodaje.
O 22.50 na miejscu zjawiły się cztery samochody straży pożarnej z Oświęcimia, dwa oddziały z OSP Oświęcim, jeden z Włosienicy i jeden z Brzezinki. Była także policja i karetki pogotowia. Rozpoczęła się ewakuacja mieszkańców.
– Wszystko trwało niespełna dwie godziny, a wydaje mi się jakby całą wieczność – mówi Patrycja Lasoń. – Grzesiek odstawił syna i wrócił po mnie i córkę na górę. Zeszliśmy już z pomocą policji – mówi.
W tym czasie na zewnątrz ratownicy walczyli jeszcze o życie 31-letniego Andrzeja, w którego w mieszkaniu wybuchł pożar. Niestety, nie udało się go uratować.
Ewakuowane rodziny noc spędziły u bliskich. Dwie schronienie znalazły w oświęcimskim hotelu. Mieszkańcy twierdzą, że tego dramatu dało się uniknąć. – To nie było pierwszy raz, kiedy ta rodzina naraziła resztę mieszkańców – mówi Grzegorz Miziołek. –Szukaliśmy pomocy przez sześć lat. Teraz będziemy walczyć o nasze bezpieczeństwo i nie odpuścimy – dodaje zdenerwowany.
Zaatakował toporkiem
W lokalu, gdzie wybuchł pożar jeszcze w ubiegłym roku mieszkała matka z trojgiem synów. Jeden z nich zginął w minione wakacje. Ciało znaleziono kilka metrów od bloku. Teraz spłonął drugi z braci. Ludzie twierdzą, że można było uniknąć tragedii. – Kilkadziesiąt razy prosiliśmy o pomoc policję, straż miejską, administrację budynku, ośrodek pomocy społecznej, a nawet prokuraturę, ale nikt nie reagował i każdy udawał, że nie widzi problemu. A tej rodzinie trzeba pomóc – mówi Arkadiusz Świegocki, mieszkaniec klatki w bloku przy ul. Matejki. – To są narkomani, którzy nie kontaktują i nie rozumieją, jakie zagrożenie stanowią dla nas i dla siebie – dodaje.
W ubiegłym roku jeden z braci, Janusz zaatakował panią Patrycję toporem. Rzucił się na kobietę w piwnicy, bo nie mógł dosięgnąć butelki z denaturatem. Na szczęście w porę zareagował Grzegorz Miziołek, który wbiegł do piwnicy, słysząc krzyki kobiety i unieruchomił napastnika.
Sprawa trafiła do sądu, a policja zabezpieczyła narzędzie. Agresor został ukarany, jednak po krótkim czasie wrócił do mieszkania. Teraz jest w zakładzie karnym, jednak niebawem wyjdzie na wolność.
– Mój syn boi się wychodzić na klatkę, a kiedy schodzimy na pierwsze piętro łapie mnie z całych sił za rękę i zamyka oczy, bo boi się, że zobaczy leżącego na podłodze narkomana – mówi Patrycja Lasoń. – To standardowy widok. Tu się nie da mieszkać. Ten mężczyzna załatwia się na klatce, zaczepia ludzi, nasikał mi nawet do dziecięcego wózka.Błagam, niech ktoś wreszcie nam pomoże. Spółdzielnia nic nie może?
Mężczyzna, który zginął, często spał na klatce schodowej. Były już sytuacje, gdy w jednej ręce miał butelkę z denaturatem, a w drugiej zapalniczkę. Dlatego lokatorzy z Matejki najbardziej bali się właśnie pożaru...
– Nawet jego matka nieraz nie wpuszcza go do mieszkania – mówi Grzegorz Mizioł. Mieszkańcy alarmowali Spółdzielnię Mieszkaniową „Budowlanka” w Oświęcimiu. Ta twierdzi, że nic nie może zrobić. Lokatorzy uważają, że dzieje się tak, bo matka uciążliwego lokatora pracuje w spółdzielni.
– Każdy narkoman jest zagrożeniem, ale nie możemy wszystkich ubezwłasnowolnić – mówi Adam Puc, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Budowlanka”. – Mamy inne zadania, a nie leczenie i uzdrawianie całego świata – dodaje na koniec.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto