Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katyń 1940! Historia prawdziwa! Poruszające losy rodziny Marianny Tuli z Głogowa. Zdjęcia/Filmy

Grażyna Szyszka
Grażyna Szyszka
Stowarzyszenie Patriotyczny Głogów odwiedza szkoły z wyjątkowym gościem - Marianną Tulą, której ojciec zginął w Katyniu
Stowarzyszenie Patriotyczny Głogów odwiedza szkoły z wyjątkowym gościem - Marianną Tulą, której ojciec zginął w Katyniu Grażyna Szyszka
Marianna Tula ze stowarzyszenia Głogowskie Rodziny Katyńskie, nigdy nie poznała swojego ojca, bo urodziła się po tym, jak został we wrześniu 1939 roku wcielony do wojska. Po latach, jako jedyna z rodziny, z katyńskiego lasu przywiozła woreczek ziemi, którą wysypała na grób matki.

Z wyjątkową lekcją historii odwiedza szkoły Stowarzyszenie Patriotyczny Głogów. Towarzyszy im Marianna Tula, której ojciec - Władysław Karnicki, przedwojenny oficer polskiej policji, został stracony w lasach Katynia. 84-letnia głogowianka opowiada młodzieży poruszającą historię dramatu swojej rodziny, która przez wiele lat nie znała losów ojca, a wspominanie o nim groziło poważnymi konsekwencjami.

Marianna Tula nie zdążyła poznać ojca

Lekcje o Katyniu odbywają się od kilku tygodni. Z panią Marianną spotkali się już uczniowie kilku szkół podstawowych i średnich. W poniedziałek, 17 kwietnia głogowianka odwiedziła też Zespół Szkół Samochodowych i Budowlanych.

Marianna Tula należy do stowarzyszenia Głogowskie Rodziny Katyńskie. Nigdy nie poznała swojego ojca, bo urodziła się w listopadzie 1939 roku, trzy miesiące po tym, jak po wybuchu wojny został wcielony do wojska.
Jak opowiada, jej ojciec był dla rodziny wzorem. Starsza siostra wspominała, że była dumna, gdy przychodził po nią do szkoły i razem wracali do domu.

- Ojciec miał prestiż, szacunek i wszyscy się jemu kłaniali – mówiła pani Marianna.

Po wybuchu wojny mała Marianna wraz z matką i starszym rodzeństwem została w domu na Kielecczyźnie.

- A po ojcu ślad zaginął. Potem inni, nawet ci, którzy służyli z ojcem w policji, wracali z wojny, a on nie. Moja mama próbowała się czegoś dowiedzieć, więc poszła raz do domu, gdzie byli tacy, co wrócili. Gdy tylko ją zobaczyli, to schowali głowy w ramiona i zasłonili twarze. Mama pytała: - wyście wrócili, a co z moim mężem? Niestety, nikt nie odpowiedział słowa. Dziś wiem, że im nie wolno było mówić, gdzie ojciec zginął, bo groziła im za to śmierć – opowiada.

Kobieto, jeżeli chcesz przeżyć, to nigdy na temat nie mów!

Rodzina Karnickich starała się dowiedzieć cokolwiek o losach Władysława. Pisała listy do Polskiego Czerwonego Krzyża, by pomógł im to ustalić. Jednak za każdym razem odpowiedź była jedna: zaginął bez śladu.
We wrześniu 1945 roku kilkuletnia Marianna wraz z mamą i rodzeństwem przyjechała do Żukowic koło Głogowa, gdzie jej najstarszy, wówczas 17-letni brat trafił wcześniej na roboty. Przez pewien czas mieszkali nawet wspólnie z niemiecką rodziną.

Życie rodziny bez męża i ojca stało się bardzo trudne, dlatego mama pani Marianny postanowiła starać się o rentę po mężu, który został wcielony do wojska. Gdy udała się do urzędu znajdującego się wówczas we Wschowie, próbowała się dowiedzieć, czy jako wdowie coś się należy.

- Urzędnik zapytał wówczas kim był jej mąż. Gdy usłyszał odpowiedź, przyłożył palec do ust i zakazał jej się odzywać. Wyprowadził ją na zewnątrz i powiedział: - kobieto, jeżeli chcesz przeżyć ty i twoje dzieci, to nigdy na temat nie mów! – wspomina głogowianka. - I myśmy właśnie tak żyli. I to przez wiele lat. Nawet zeby dostać się do szkoły, czy potem do pracy, musieliśmy zakłamywać naszą historię.

Mama nigdy nie poznała prawdy

O tym, że jej ojciec mógł zginąć w lasach Katynia, rodzina Karnickich zaczęła mieć podejrzenia wiele lat później, gdy o zbrodni katyńskiej i to tym, że wiosną 1940 roku NKWD rozstrzelało blisko 22 tysiące obywateli Polski, mówiło już radio Wolna Europa.

- Moja mama zmarła w 1986 roku i do końca nie miała pewności, co się stało z jej mężem – mówi. - Domyślaliśmy się, że ojciec trafił do tych obozów i mógł tam zginąć, ale nie było na to żadnych dokumentów.

Przez 50 lat władze ZSRR zaprzeczały, by to sowieci byli odpowiedzialni za zbrodnię katyńską. Przyznały to dopiero 13 kwietnia 1990 roku nazywając to „jedną z ciężkich zbrodni stalinizmu”.

W 1993 roku do domu rodziny Karnickich przyszła szokująca poczta. Otrzymali listę z nazwiskami zamordowanych w Katyniu, Charkowie, Twerze, Kijowie i Mińsku.

- Był na niej nasz ojciec. Z akt wynikało, że zginął 5 kwietnia w Twerze, strzałem w tył głowy, a potem trafił do dołu śmierci w lasach koło Miednoje. Razem z nim zginęło jeszcze 33 innych Polaków – mówi wciąż poruszona tamtymi wydarzeniami.

Zapaliła ojcu znicz przy dołach śmierci

Maria Tula nawet nie śniła, że będzie jej dane zobaczyć miejsce, gdzie są prochy jej ojca. A jednak okazja taka nadarzyła się w 2000 roku. Dla rodzin ofiar katyńskich zorganizowano specjalny pociąg z Polski do miejsc kaźni w Miednoje i Katyniu, by uczestniczyć w otwarciu cmentarza.
Pani Maria pojechała. Bardzo się cieszyła, że jako jedyna z rodziny mogła zobaczyć to straszne miejsce, zawieść kwiaty i zapalić ojcu znicz. Była jednak świadkiem, jak na czas postoju ich pociągu w Mińsku, ogromna stacja kolejowa była zupełnie pusta, tak samo, jak droga, którą na cmentarze w lasach wieziono ich autokarami.

- Można było tylko zobaczyć, jak zza drzew wyglądają żołnierze z karabinami. Działo się to tyle lat po wojnie, a jednak wciąż za wschodnią granicą Polski prawda o zbrodni katyńskiej, i to tym co zrobił Stalin, była i jest tam niewygodna – przyznała pani Maria. - Zadbali o to, żeby ludność się nie dowiedziała kto jedzie, dokąd i po co.

Głogowianka opowiadała, że oprócz dołów śmierci w lasach, była też w piwnicach, w których zabijano polskich oficerów m.in. wojska i policji. A to, co zobaczyła, na zawsze zapadło jej w pamięć. Twierdzi, że na ścianach, mimo zbijania tynków i malowania, wciąż wykwitał brąz przelanej tam krwi.

- Przywiozłam z lasu woreczek ziemi i wyspałam na grób matki. Przynajmniej w ten symboliczny sposób rodzice są już razem – mówiła na koniec spotkania.

Warto nagrywać wspomnienia bliskich

Marcin Marciszak z Patriotycznego Głogowa przyznaje, że warto pamiętać o takich ludziach i ich historiach.

-Jeśli nie macie pomysłu choćby na Dzień Babci to warto zrobić im prezent, wziąć dyktafon i poprosić o opowieść o ich życiu – zachęcał uczniów.

Kolejne lekcje „Katyń 1940! Historia prawdziwa!” w szkołach są już zaplanowane. Poznają je uczniowie z Głogowa a także z Przemkowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto