Od ponad miesiąca, czyli od czasu epidemii, to oni stoją na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem. Muszą zachować najwyższe standardy bezpieczeństwa, bo nie mają przecież pewności, czy pacjent do którego jadą, nie jest zakażony. Czy się boją?
- Staram się mieć do tego zdrowy dystans - przyznaje Kamila Kwaczyńska, ratowniczka medyczna pracująca w pogotowiu już 17 lat. - Gdzieś tam z tyłu głowy jest obawa, bo po pracy wracamy do domów, do bliskich. Sama mam 12-letnią córkę. Ale dzięki naszemu dyrektorowi jesteśmy świetnie zabezpieczeni. Do każdego wyjazdu ubieramy maski z filtrami. Niestety, ma to też minusy, bo twarz się poci, gumy cisną, okulary parują, a trzeba się koncentrować - mówi.
Pani Kamila nie spotkała się jeszcze z przypadkiem zatajenia prawy przez pacjenta, że może być zakażony. - Od niedawna mamy udogodnienie, że gdy wzywa nas ktoś z kwarantanny, to na naszym laptopie od razu pojawia się ALERT.
Głogowianka przyznaje, że najbardziej boi się ... białego kombinezonu. A już tego doświadczyła, więc wie, co to oznacza.
- Jedziemy do pacjenta zapięci po sam czubek głowy - mówi. - Można się rozpiąć, gdy wrócimy na bazę, po dezynfekcji karetki. A to może potrwać nawet kilka godzin. Jesteśmy w nim uwięzieni bez możliwości napicia się łyka wody, nie wspominając o załatwieniu potrzeb fizjologicznych. Kocham wiosnę, ale teraz modlę się o zimę, bo nie wyobrażam sobie, jak wytrzymam w tych maskach i kombinezonach podczas upałów.
Ratowniczka Kamila Kwaczyńska przyznaje, że w zespole unikają rozmów o zagrożeniu. - Staramy się śmiechem rozładować stres - dodaje głogowianka przypominając, że po każdej burzy wychodzi słońce.
Kombinezon męczy i krępuje ruchy
O strachu przed białym kombinezonem, niemal równym obawie zakażenia mówi nam inny ratownik medyczny, Krzysztof (na jego prośbę, anonimowo). Mężczyzna pracuje w pogotowiu ratunkowym od 34 lat.
- Taki kombinezon należy założyć na wyjazd do osoby w kwarantannie, albo jeśli jest wezwanie do osoby z gorączką i dusznością. Sam miałem go na sobie ponad cztery godziny, ale kolega nawet siedem. Strasznie męczące, niewygodne i krępujące ruchy ubranie - dodaje ratownik, który zaznacza, że w firmie nie brakuje żadnych środków ochrony osobistej. Dodaje, że nie brakuje też dowodów ludzkiej wdzięczności, bo raz po raz ktoś przyniesie napoje, jedzenie, a nawet słodycze. - To bardzo miłe, ale myślę, że jak epidemia się skończy, to będzie jak dawniej. Ludzie generalnie mają nas gdzieś, dopiero jak się coś dzieje, to nas dostrzegają - dodaje z żalem.
Czy się boi wirusa? - Trzeba się pilnować i dezynfekować. Niestety, ludzie nas okłamują i nie przyznają się, że mają na przykład gorączkę. Ale chyba bardziej boję się zakażenia w sklepie niż w pracy. Nie da się, niestety nie myśleć o zagrożeniu, bo mam rodzinę, wnuki. Nie wpadajmy jednak w paranoję, tylko przestrzegajmy zasad. Będzie dobrze!
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?