Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Droga do prezydentury - Jacek Zieliński. Kulisy zmiany władzy w Głogowie opisuje były prezydent miasta. Część 2

Grażyna Szyszka
Grażyna Szyszka
Rok 1979- Targi Poznańskie. J. Zieliński, S. Młynarczyk, pan Woś i Seweryn Lorek
Rok 1979- Targi Poznańskie. J. Zieliński, S. Młynarczyk, pan Woś i Seweryn Lorek arch. prywatne
Druga część wspomnień spisanych przez byłego prezydenta Głogowa Jacka Zielińskiego dotycząca czasów zmiany ustrojowej. Historia obejmuje przełom lat 70. i 80. ubiegłego wieku, a także ówczesną sytuację FAMABY, gdzie Jacek Zieliński był dyrektorem.

Druga część wspomnień byłego prezydenta Głogowa Jacka Zielińskiego:

Spis treści

W tym ogromnie potężnym ruchu społecznym jakim była ówczesna Solidarność nie było wtedy jednoznacznego stanowiska co do ustroju społeczno politycznego, jaki powinien zaistnieć w naszym kraju, ścierały się liczne często przeciwstawne poglądy, nie było haseł ani wyraźnych żądań wprowadzenia gospodarki kapitalistycznej. Dominowało generalnie żądanie większej demokracji, większego wpływu załóg na zarządzanie przedsiębiorstwami, usunięcie radzieckiej dominacji, zniesienia wszechwładzy partii i zniesienie jej wpływu na obsadę kierowniczych stanowisk, która powinna być wyłaniana w drodze konkursów, ogólnie mówiąc przywrócenie podmiotowości społeczeństwu.

Stan Wojenny zmusił mnie do powrotu do Famaby

W tej sytuacji mimo że w stosunku do mojej osoby nie zgłaszano ze strony „Solidarności” żadnych żądań ani też zastrzeżeń, postanowiłem złożyć rezygnację z zajmowanego stanowiska i ubiegać się o wakujące w tym czasie stanowisko kierownika Centralnej Stacji Serwisowej przy Delegaturze Przedsiębiorstwa Handlu Zagranicznego ,,BUMAR” w Bukareszcie. Decyzje w tych sprawach leżały w kompetencji Dyrektora Naczelnego Zjednoczenia Budowy Maszyn Budowlanych w Warszawie. Było niepisanym zwyczajem w tym Zjednoczeniu, że wieloletnich zasłużonych dyrektorów podległych fabryk wysyłano na placówki zagraniczne, niejako w nagrodę, ponieważ była to praca lżejsza a jednocześnie połowę zarobków wypłacano w równowartości dewizowej, co oznaczało znaczącą poprawę sytuacji finansowej. Zgodę uzyskałem i od połowy października 1981 r. przygotowywałem się do opuszczenia stanowiska. Przekazywałem obowiązki następcy i z początkiem grudnia poszedłem na urlop po powrocie z którego miałem podpisać ostateczny protokół przekazania fabryki.

Wprowadzenie stanu wojennego (13 grudnia), zmusiło mnie do natychmiastowego powrotu na stanowisko. Wszystkie ustalenia straciły aktualność. Mimo wolnego dnia i braku łączności telefonicznej w krótkim czasie udało się zebrać personel kierowniczy fabryki, odprawa potwierdziła pełną sprawność wszystkich urządzeń i gotowość do podjęcia produkcji w poniedziałkowy poranek. W poniedziałek w godzinach rannych praca rozpoczęła się normalnie, jak co dzień. Jednak po przerwie śniadaniowej znaczna część załogi zebrała się w hali montażu wysięgników, gdzie brygadzistą był p. Klonowski, nie zamierzając podejmować pracy i ogłaszając strajk okupacyjny.

Nie bałem się załogi Famaby

Podjąłem decyzję aby spotkać się ze strajkującymi i podjąć rozmowy. Rezydujący w imieniu WRON gen. Jaruzelskiego w zakładzie płk ,,J” uświadamiał mnie, że w tej sytuacji moim obowiązkiem jest „przywrócenie porządku” i nakłonienie ludzi do podjęcia pracy. Pomyślałem wtedy, że łatwo mu mówić, gorzej to zrobić, dlatego zaproponowałem by udał się do strajkujących ze mną, ja oczywiście będę rozmawiał, ale on będzie mnie z tyłu asekurował, jeżeli śruby lub inne drobne detale czy resztki ze śniadania w moim kierunku polecą. Oczywiste, że ja żadnych obaw o agresję ze strony załogi nie miałem, chciałem jednak sprawdzić jak mój mentor się zachowa. Przyznam, że zachował się dość dzielnie, chociaż w dyskusję się nie włączał, stał z tyłu. Któryś ze strajkujących wyłuszczył postulaty, wśród których były takie dotyczące zakładu, które omówiliśmy na miejscu i nie przedstawiały problemu. Jednak głównymi żądaniami było odwołanie stanu wojennego i uwolnienie p. Piotra Kuźmiaka. O jego internowaniu nic wcześniej nie wiedziałem. Do czasu załatwienia tych dwóch żądań strajk będzie kontynuowany.

Po niedługim czasie zostałem wezwany do sztabu kryzysowego, który urzędował w siedzibie Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych (obecnie komenda policji) przedstawiałem sytuację naiwnie myśląc, że uwolnienie p. Piotra Kuźmiaka jest gestii miejscowej S.B. i jakoś uda się dogadać ze strajkującymi. Zostałem szybko sprowadzony na ziemię wyjaśnieniem, że lista internowanych przyszła z centrali a P. Kuźmiak znajduje się na niej jako członek władz krajowych „Solidarności”. Ponadto poinformowano mnie, że jeżeli strajkująca załoga nie opuści terenu zakładu do godz. 14-tej nastąpi jego odblokowanie przez oddziały ZOMO. Wracałem do zakładu załamany, nie mogłem się pogodzić się z myślą siłowego wyprowadzania pracowników z fabryki. Wychodząc z budynku RUSW widziałem czekający autobus z kilkudziesięcioma stukającymi w tarcze z niecierpliwością funkcjonariuszami w hełmach. Na oko wypadało po jednym sprawnym i wyszkolonym milicjancie na 3-4 strajkujących, w większości statecznych ojców rodzin. Brutalność takiej interwencji byłaby nieunikniona a trwały jej ślad pozostałby na zawsze w pamięci załogi. Należało za wszelką cenę do tego nie dopuścić. Dwukrotnie jeszcze udawałem się na rozmowy ze strajkującymi przekonując, że strajk tu na miejscu nic nie zmieni, bo tutejsze władze nie mają na zgłoszone główne postulaty żądnego wpływu. Nie uzyskałem jednak żadnych obietnic o przerwaniu strajku. Jeszcze kilkakrotnie prowadziłem rozmowy bezpośrednie i telefoniczne z kompetentnymi osobami ze Sztabu Kryzysowego z propozycjami o nieprzeprowadzanie interwencji siłowej, jednak nikt nie chciał takiej decyzji podejmować.

Do dziś nie wiem, dlaczego przerwano strajk

O godz. 14-tej otrzymuję telefoniczną wiadomość, że wiadomy autobus za chwilę wyjeżdża. Udaje mi się wymóc jeszcze godzinę opóźnienia, gdyż członkowie Sztabu też mieli obiekcje do rozwiązań siłowych, tym bardziej iż sprawa jednoczesnego strajku w Hucie wydawała się ważniejsza. Mijają minuty pełne napięcia. Wyglądałem z okna gabinetu, pod którym jest brama wyjściowa. Wreszcie w bramie pojawiają się pierwsze sylwetki, rozpoznaję strajkujących. Jest godz. 14.45, coraz więcej ludzi przechodzi przez bramę. Udało się uniknąć najgorszego. Do dzisiaj nie wiem, jakie były przyczyny przerwania strajku, czy była to decyzja międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, czy przemówiła opcja zdroworozsądkowa czy inne względy. Faktem jest, że w związku z tym nie pozostały w fabryce żadne urazy, wzajemne pretensje lub inne animozje. W następnych dniach i tygodniach sytuacja stała się normalna, załoga stawała do pracy w komplecie, zakład realizował zaplanowane zadania produkcyjne. Ja jednak przewidywałem, że wcześniej czy później, nawet jeżeli nie będzie jakichś poleceń odgórnych, to co bardziej zapalczywi lokalni władcy i różni nadgorliwcy, będą zmierzali do próby odwetu i rozliczenia odpowiedzialnych za bunt przeciwko władzy ludowej, co sprowadzi się nieuchronnie do konfrontacji kierownictwa z częścią załogi. Nie zamierzałem w tym brać udziału, gdyż w gruncie rzeczy zgadzałem się z poglądem że reforma państwa jest niezbędna. Nie było w tym czasie jednak nikogo, kto mógłby zwolnić mnie ze stanowiska, gdybym zaś zrobił to samowolnie nie mógłbym liczyć na realizację wcześniejszych planów. Za fabrykę wobec WRON-u odpowiadał oddelegowany komisarz wojskowy. Miałem to szczęście, że major Wojska Polskiego, który tę funkcję pełnił był człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej i raczej naukowcem niż żołnierzem. Był on bowiem wykładowcą filozofii w Wojskowej Akademii Politycznej. Kiedy powiedziałem jemu, iż stan wojenny pokrzyżował mi plany życiowe, postanowił mnie wesprzeć w staraniach o zrealizowanie wcześniejszych zamiarów. Oświadczył on mianowicie, że fabryka nie ucierpi z powodu zmiany na stanowisku dyrektora (..).

Po czterech miesiącach udało mi się przekazać obowiązki następcy i wyjechać z kraju na nowe stanowisko. Chcę tu wyraźnie podkreślić, że nie opuszczałem stanowiska na skutek jakichkolwiek nacisków bądź konfliktów z załogą. Na dowód, że byłem raczej dobrze ocenianym zwierzchnikiem mam wciąż opinię, jaką wystawiła mi Komisja Zakładowa Solidarności i Rada Zakładowa ZZMet., z której wynika iż w razie niedojścia do zatrudnienia mnie na placówce zagranicznej gwarantują mi pełne prawo do ubiegania się w drodze konkursowej o ponowne mianowanie na stanowisko dyrektora.

Zobacz pierwszą część wspomnień

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto