Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Do Sławy trafiła pierwsza rodzina uchodźców z Ukrainy. Okazana pomoc ludzi przerosła ich najśmielsze oczekiwania

Grażyna Szyszka
Rodzina z Ukrainy w drodze do Sławy
Rodzina z Ukrainy w drodze do Sławy arch. prywatne
Do Sławy trafiła pierwsza rodzina uchodźców z Ukrainy. Swój nowy dom znalazły tam babcia i mama z trójką dzieci. Okazana pomoc ludzi przerosła ich najśmielsze oczekiwania.

„Stało się jesteśmy w domu. Kładziemy się spać w bezpiecznym miejscu. Dziękujemy za dobre słowa, myśli i modlitwę. Pozdrawiają: Marusia – babcia, Julka – mama, Mikołaj – syn, Marika -córka, Dariena – córka. Nowi mieszkańcy Sławy.” - to wpis Krzysztofa Klibera ze Sławy, który razem z bratem Markiem w poniedziałek, 28 lutego w nocy, do domu swoich rodziców przywieźli pięcioro uchodźców z Ukrainy. Dziadek i ojciec dzieci, po dowiezieniu bliskich do granicy z Polską, wrócili w głąb swojego kraju, by pilnować gospodarstwa i, w razie potrzeby, walczyć o kraj.

- To bardzo daleka rodzina, choć nie z naszej krwi – wyjaśnia Krzysztof Kliber. - Zawsze mieliśmy z nimi kontakt, może nie tak bliski, ale jednak. Pochodzą z okolic Buczacza, miejscowości oddalonej od granicy z Polską o około 200 kilometrów. Gdy wybuchła wojna od razu chcieliśmy po nich jechać, zdając sobie sprawę, że z każdym dniem może być trudniej. Inni, z tej samej rodziny, jechali do Polski spod Charkowa. Posili, żeby im pomóc, i mamy dla nich zarezerwowane mieszkania, a nawet pracę, ale kontakt z nimi się urwał.

Gdy po wielu telefonach z Polski, rodzina z Buczacza postanowiła wreszcie uciekać do Sławy, bracia Kliber pojechali po nich na granicę do Medyki. Ruszyli w piątek, 25 lutego wieczorem i mieli nadzieję, że następnego dnia wrócą do domu. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Jadąc na przejście graniczne spodziewali się sporego ruchu. Tymczasem uderzył ich inny obraz – mnóstwo pustych samochodów z całej Polski i cisza, niemal zero ruchu na granicy.
Wiedzieli, że rodzina minęła Lwów, a potem utknęła w korku na drodze do Polski. Bracia postanowili więc czekać i wynajęli ostatni, cudem zwolniony w motelu pokój.

Dziwny bezruch na granicy

Czekając przy przejściu mieszkańcy Sławy obserwowali to, co się tam dzieje. Co ich mocno zaskoczyło, to ruch w stronę Polski był mały, za to bardzo dużo osób wchodzących do Polski miało ciemną skórę. Pojawiały się komentarze, że to studenci z innych krajów, ale były też i takie, że wśród są emigranci, którzy wcześniej próbowali forsować granicę z Białorusią.

- Jedna z Ukrainek opowiadała nam, że po wschodniej stronie działy się dantejskie sceny, że zadeptano małe dziecko, że dywersanci przebijali opony w samochodach. Kobieta mówiła też, że służba graniczna poszła na wojnę, a odprawy robili amatorzy. Podobno był też system łapówkarski, a za wpuszczenie mężczyzny w wieku mobilizacyjnym kasowano po 500 dolarów. Miało się uspokoić wtedy, gdy na bramkach pojawili się nasi pogranicznicy. Oczywiście tych rzeczy nie sposób zweryfikować, ale uważam, że nie działo się tam najlepiej, a jedyną pomoc, jaką otrzymywali Ukraińcy czekający przed granicą, udzielali im Polacy.

Od razu w drogę do Sławy

W niedzielę dowiedzieli się, że samochód z rodziną, na którą czekają, utknął w ogromnym korku 20 km od Medyki.

- Po naszych telefonicznych namowach, w samochodzie został dziadek i wszystkie ich rzeczy, a kobiety z dziećmi oraz ich ojcem ruszyli pieszo do granicy. Na szczęście po trzech kilometrach marszu zabrał ich autobus i w godzinę dotarli do granicy – opowiada pan Krzysztof. - Po trzech godzinach wreszcie mogliśmy się spotkać. Gdy przekraczali granicę, rosyjskie rakiety spadały już 40 kilometrów od nas.

Bracia zabrali rodzinę z Buczacza do motelu, by mogli się umyć i przebrać po podróży i niemal natychmiast wyruszyli w drogę powrotną. W pięcioosobowym samochodzie podróżowało siedem osób. W poniedziałek, 28 lutego w nocy dotarli do Sławy.

Wielkie serca mnie tylko mieszkańców Sławy

Pomoc, jaką zaofiarowali mieszkańcy miasta, ale też znajomi i całkiem obcy ludzie wręcz ich zszokowała. Do domu rodziców, gdzie trafiły kobiety i troje dzieci, przynoszono wszystko, co tylko mogło się im przydać i to w ilościach, których nikt się nie spodziewał.

- Naszą akcję relacjonowałem postami facebookowymi i prosiłem o pomoc, ale odzew przerósł nasze najśmielsze oczekiwania, a już nie raz brałem udział w akcjach charytatywnych – zapewnia pan Krzysztof.

Już na miejscu, w Sławie, przekonał się, jak wielkie serca mają mieszkańcy miasta. W ciągu jednego dnia udało się załatwić żłobek i przedszkole dla najmłodszych dziewczynek (1,5 i 2,5 l.) oraz pracę dla babci. 9-letni Mikołaj ma iść do szkoły, a niebawem ma pierwszy trening z piłkarską halową drużyną. Ma już nawet specjalne buty. Do rodziny zgłosili się też sławscy lekarze zapewniając, że gwarantują darmową opiekę medyczną.

- Gdy poszliśmy z Mikołajem do sklepu, poprosiłem, by wybrał dla siebie i sióstr czekolady. Zrobił to z wielką skromnością. Podczas płacenia, kasjerka która nas rozpoznała, wręczyła chłopcu jeszcze siedem tabliczek! - opowiada. - Podobnie było w warzywniaku, gdzie dostaliśmy mnóstwo rzeczy za darmo. Mogę powiedzieć, że Sława godnie przyjęła pierwszych uchodźców z Ukrainy.

Do domu, w którym zamieszkały kobiety z dziećmi pojechały też dary przygotowane przez powiat głogowski. Zawiózł je starosta Jarosław Dudkowiak, bo żona pana Krzysztofa, Dominika to rzeczniczka powiatu, która wychowuje małą córeczkę.
Sławianin zapewnia, że nadmiar rzeczy przekazanych przez ludzi na pewno zostanie spożytkowany. Trafi do kolejnych rodzin, które przyjadą w okolice Sławy.

Rodzina ma już swoje konto

Chcąc pomóc Marusi, Julce i jej dzieciom: Mikołajowi, Marice i Darienie można wpłacać pieniądze na specjalne konto. Oto jego numer:

  • 97 1090 2835 0000 0001 4984 3793

„ Każda wpłata pozwoli naszej ukraińskiej rodzinie rozpocząć nowe, godne życie u nas w Sławie.
Pomyślcie o tym, że to co zrobiliście, to jest to ta przysłowiowa wędka, nie marchewka. (...)
Ta rodzina nie chce żyć na czyjś koszt, chce żyć normalnie na swój rachunek. Są Wam bardzo wdzięczni, za to, że dajecie nadzieję na lepsze jutro. Serce pęka z radości” - napisał pan Krzysztof.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto