Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Budzi wiele kontrowersji, ale jedno jest pewne, bez piłki nożnej nie umiałby żyć

Danuta Bartkowiak
Kochany szaleniec Przez trzy lata pracował nocami, aby dzień spędzać na boisku. Bo to właśnie piłka nożna jest jego największą pasją. Kiedy wchodzi na murawę nie czuje, że ma sześćdziesiąt lat.

Kochany szaleniec

Przez trzy lata pracował nocami, aby dzień spędzać na boisku. Bo to właśnie piłka nożna jest jego największą pasją. Kiedy wchodzi na murawę nie czuje, że ma sześćdziesiąt lat. Praca z najmłodszymi piłkarzami i wyszukiwanie talentów pochłaniają jego każdą wolną chwilę

Jak na ironię losu, wyjątkowemu miłośnikowi futbolu, czy jak wolą niektórzy, wręcz fanatykowi, urodziły się cztery córki! To z nimi chodził na mecze, ale dopiero jednej z trzech wnuczek udało się zaszczepić pasję do kopania piłki. Dziewczynka gra już w prawdziwej drużynie i zanosi się na to, że będzie z niej niezła piłkarka. Jednak tak naprawdę całą nadzieję na spełnienie marzeń o wielkich sukcesach, Mieczysław Jańczyk widzi we wnuku Arielu.
– Piłką byłem zauroczony od najmłodszych lat. A że mieszkałem na wsi, to i szanse na prawdziwe granie były niewielkie. Człowiek pobiegał po łące i nie miał pojęcia jak powinien wyglądać trening – wspomina mężczyzna, który w latach siedemdziesiątych przyjechał do Głogowa do pracy w kopalni.
Na zrobienie kariery było już za późno, dlatego cały zapał poświęcił młodzieży.
– Kiedy widziałem dzieciaki na podwórku, które nie miały zajęcia i bez sensu błąkały się po osiedlu, stwierdziłem, że trzeba się nimi zająć – opowiada trener, który jako pierwszy w mieście zorganizował drużyny osiedlowe, dzięki jego uporowi powstał klub Miedziak. Na sukcesy nie trzeba było długo czekać. W 1974 głogowianie zajęli trzecie miejsce w Polsce wśród drużyn podwórkowych.
Podali rękę
Osobami, które zauważyły talent Jańczyka do pracy z młodzieżą byli ówcześni prezesi MZKS Chrobrego Głogów, Stanisław Kopa i Andrzej Grudzień. Skierowali go na kurs trenerski. Ale tak naprawdę skończenie kursu było tylko formalnością, która w żaden sposób nie mogła zmienić zapału do treningów i wrodzonych umiejętności.
– Tak, to prawda, że prosiłem przełożonych, abym mógł pracować tylko na nockach. Pospałem dwie, trzy godzinki i od razu na boisko, bo chłopcy czekali na treningi. Owszem, nie było lekko, bo pod ziemią praca była ciężka, ale na boisku od razu wracały siły i nie chciało się spać – zdradza tajemnicę dobrej kondycji Mieczysław Jańczyk i od razu ożywia się, kiedy wylicza efekty swojego poświęcenia – trampkarze rocznik siedemdziesiąt cztery, siedemdziesiąt pięć, z nimi byłem aż do czwartej ligi seniorów! A jedenastu chłopców znalazło się aż w kadrze wojewódzkiej.
Ale łzy szczęścia popłynęły dopiero, kiedy do kadry narodowej powołano Henryka Dutkiewicza i Przemysława Wawrzyniaka. – Pytano, co to za górnik z Głogowa, który ma taką intuicję? – uśmiecha się mężczyzna i przyznaje, że ma nosa do wyłapywania zdolnych piłkarzy.

Wymagający ale sprawiedliwy
– Wystarczy kilka treningów i widzę, czy z tej mąki będzie chleb – stwierdza krótko.- Już u pięciolatka można zauważyć dryg do piłki. Jeśli widzę, że ktoś się obija, a marzy mu się wielka kariera mówię od razu, że nie tędy droga. Dziś chłopcy napatrzą się na wielkie gwiazdy w telewizji i myślą, że też tak będą strzelać bramki. A przecież na to potrzeba wielu lat ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń. Zawsze im powtarzam: najpierw nauka i słuchanie rodziców, później dopiero piłka. Jeśli coś szwankuje, mówię do widzenia i koniec snów o potędze – podaje zasady pan Mieczysław.
Mamy chłopców, których spotykamy na boisku SP – 6 przyprowadzają maluchy na treningi, bo jak mówią Mieczysław Jańczyk jest osobą, przed którą dzieci czują respekt. – Jest wymagający i dobrze, bo dziecko musi wiedzieć, że bez poświęceń nie ma sukcesów – mówi jedna z kobiet, a druga dodaje: może i szalony, ale wystarczy popatrzeć jak dzieci są w niego wpatrzone.
– Wiem, że nie brakuje takich, którzy mają mnie za wariata, ale ja oczekuję tylko poszanowania – kwituje krótko zarzuty o konfliktowości jakie czasami kierowane są pod jego adresem.

Pieniądze to nie wszystko
Za swoją pracę z młodzieżą mężczyzna otrzymuje 290 zł. I można dyskutować czy to dużo czy mało. On sam o pieniądzach nawet nie chce rozmawiać. – Największa satysfakcja jest wtedy, gdy zaglądam na podwórka i zachęcam chłopaków, aby przyszli na treningi. A po kilku miesiącach mają już takie zacięcie do gry, że aż miło patrzeć.
Krystyna Jańczyk nie ukrywa, że mąż kocha piłkę nożną bardziej od niej. – Już dawno się z tym pogodziłam i wiem, że za futbol oddałby wszystko. Jak córki były malutkie, zamiast iść z nimi na spacer do parku, brał wózek i maszerował na stadion. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie pomagał mi w domu. Najwyżej wszystko robił w pośpiechu, aby jak najszybciej wziąć piłki i biegać po boisku – uśmiecha się pani Krystyna i dodaje – to szaleniec, ale bardzo kochany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto