Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

17 grudnia przypada 40. rocznica brutalnej pacyfikacji dwóch kopalń KGHM - Rudna Główna i Rudna Zachodnia w Polkowicach

RED
Zdjęcie z Polkowic zachowane w materiałach wrocławskiego IPN-u
Zdjęcie z Polkowic zachowane w materiałach wrocławskiego IPN-u IPN/UG
17 grudnia 1981 roku, oddziały ZOMO wspierane przez wojsko rozpoczęły brutalną pacyfikację dwóch kopalń KGHM - „Rudna Główna” i „Rudna Zachodnia” w Polkowicach. Gmina Polkowice przypomina tamte dramatyczne wydarzenia.

13 grudnia 1981 roku PRL-owski rząd wprowadził stan wojenny na terenie całego kraju. Następnego dnia strajkowało już 199 zakładów pracy w całej Polsce. Wśród nich były kopalnie „Rudna Główna” i „Rudna Zachodnia” w Polkowicach.

O dramatycznych wydarzeniach sprzed 40 lat przypomina Gmina Polkowice:
Strajkujący górnicy domagali się m. in. odwołania dekretu o stanie wojennym i uwolnienia aresztowanych działaczy „Solidarności”. Wśród załóg, które 14 grudnia nie przystąpiły do pracy, były kopalnie „Rudna Główna” i „Rudna Zachodnia”. Strajk zorganizowały zakładowe struktury NSZZ „Solidarność”, zdelegalizowane dekretem o stanie wojennym. Warto przypomnieć, że w okresie legalnej działalności związku (1980-1981) „Solidarność” w ZG „Rudna” należała do największych i najprężniej działających w Zagłębiu Miedziowym. Przewodniczącym zakładowych struktur związkowych był Ryszard Sawicki, a w grudniu 1980 roku przewodniczącym Zakładowej Komisji Robotniczej NSZZ „Solidarność” w ZG „Rudna” został Andrzej Poroszewski.
15 grudnia do strajkujących dołączyli pracownicy z ZG „Sieroszowice”, ZG „Polkowice” oraz niektórych firm kooperujących z KGHM, a dotychczasowy Zakładowy Komitet Strajkowy przekształcono w Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. W tym czasie toczyły się negocjacje pomiędzy przedstawicielami strajkujących a przedstawicielami PZPR, milicji i wojska, jednak strajkujący nie dali się przekonać namowom władz, aby zakończyć strajk. 15 grudnia wieczorem do strajkujących górników przybyli księża z parafii polkowickich i głogowskich – Jerzy Gniatczyk, Zbigniew Dołhań oraz Eugeniusz Jankiewicz. Kapłani spowiadali górników i tonowali bojowe nastroje, których nie brakowało.
16 grudnia Radio Wolna Europa podało, że w kopalni „Wujek” na Górnym Śląsku do strajkujących strzelano, padli zabici. Wiadomość ta szybko dotarła do strajkujących na „Rudnej
Głównej” i „Rudnej Zachodniej”. W nocy z 16/17 grudnia księża odprawili mszę św. na obu szybach i w związku z przewidywanym zagrożeniem życia, udzielali górnikom warunkowego
rozgrzeszenia (absolucji). Rozpoczęto barykadowanie obu szybów w oczekiwaniu na atak milicji i Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej (ZOMO). Jednocześnie przyjęto plan o ewakuacji. W razie ataku plan zakładał wynegocjowanie wyjścia strajkujących do Polkowic na własnych, honorowych warunkach, i zakończenie protestu w kościele św. Michała
Archanioła.
17 grudnia o świcie milicja i ZOMO przystąpiły do siłowego zajęcia obu kopalń. Pierwsza miała być spacyfikowana „Rudna Główna”. Górnicy zgodnie z wcześniejszym planem opuścili kopalnię dwoma wyjściami. Grupa, którą prowadził Andrzej Poroszewski, była po drodze szykanowana, polewana wodą z prądownic umieszczonych na opancerzonych samochodach. Kilkuset protestujących dotarło, biegnąc przez miasto, do kościoła św. Barbary, gdzie ks. Jerzy Gniatczyk udzielił im schronienia. Druga grupa prowadzona przez Franciszka Kamińskiego dotarła do polkowickiego kościoła nie niepokojona przez ZOMO.
Na „Rudnej Zachodniej” pacyfikacja zaczęła się kilka godzin później. Górnicy stawili trwający kilka godzin opór. Dopiero po południu rozpoczęły się negocjacje z przedstawicielami władz.
Górnikom pozwolono opuścić kopalnię i przejść do Polkowic. Po południu na ulicach Polkowic (m. in. 11 Lutego, Skrzetuskiego, Lenina – dziś 3 Maja) doszło do walk ulicznych. Mieszkańcy stanęli naprzeciwko uzbrojonej milicji i ZOMO. Wobec zwykłych ludzi użyto armatek wodnych, granatów łzawiących i świec dymnych. Strzelano także w powietrze z ostrej amunicji. Późnym popołudniem w kościele pw. św. Barbary odprawiono mszę św. i oficjalnie zakończono strajk.
Strajk na „Rudnej” był jednym z największych w całym kraju. Historycy szacują, że wzięło w nim udział ponad 5 tys. osób, w tym na „Rudnej Głównej” około 3,5 tys., a na „Rudnej Zachodniej” około 1,5 tys.

Wspomnienie polkowiczanina, uczestnika górniczego protestu Krzysztofa Wierusa:

Rankiem 14 grudnia 1981 roku atmosfera na szybach głównych była dziwnie zmieniona. Ludzie krążyli, czekali, jakoś nie garnęli się do zjazdu. Zagęszczenie nastąpiło na schodach wiodących do dawnej markowni. Nagle około godziny szóstej pojawił się przewodniczący Andrzej Doroszewski, a chwilę później flaga z napisem „Solidarność”. Był to zwrot, zniknęło przygnębienie i wyciszenie, wróciła atmosfera ostatnich kilkunastu miesięcy. Odtąd centralnym miejscem stała się cechownia. Postulowano o zwolnienie internowanych osób, odwołanie stanu wojennego i przywrócenie legalności. Co, do pacyfikacji nie mieliśmy żadnych wątpliwości, nie wiedzieliśmy tylko, kiedy to nastąpi. Przybycie kapłanów ks. Eugeniusza z Głogowa i ks. Jerzego z Polkowic, bardzo podniosło nastroje i poszerzyło wiadomości z zewnątrz. Ks. Eugeniusz przybył wyrobiskami podziemnymi. W czasie mszy św. na cechowni udzielono wszystkim rozgrzeszenia „w obliczu śmierci”. Oprócz księdza dołem przybyli górnicy z ZG „Polkowice”, mówili, że byli przygotowywani do sforsowania niespodziewanych przeszkód. Zaspawano prętami miejsca, które mogłyby się stać łatwymi przejściami dla oddziałów ZOMO. Okna w cechowni częściowo zasłonięto siatką maskującą i zabarykadowano. Spokojnie oczekiwano z lampami i pochłaniaczami. Uderzenie nastąpiło w czwartek około siódmej rano. W mroku za oknami cechowni stał szereg mundurowych z bronią, a na drugim planie strzelcy gazu łzawiącego i świec dymnych. Ładunki z gazem wstrzeliwano przez szyby. Spadały one razem z większymi i mniejszymi kawałkami szkła. Jeden z takich kawałków poważnie skaleczył pracownika oddziału G-1, który gołymi rękami odrzucał pojemniki z gazem. Główny ciężar unieszkodliwiania ładunków przyjęli na siebie ratownicy, którzy chronieni przez sprzęt ratowniczy odrzucali ładunki pod wlot dużych wentylatorów, które stały na podłodze cechowni. Gazy poprzez lutnie kierowane były na napastników. Włączenie wentylatorów spowodowało nagły wzrost hałasu, a to z kolei było przyczyną chwilowego rozpierzchnięcia się szeregu zbrojnych. Powoli rozpoczęto opuszczanie cechowni, otwarte pochłaniacze na niewiele się zdały, z oczu po twarzach spływały strugi łez. Wychodzono przednimi i tylnymi drzwiami, stąd powstały dwie grupy, które po różnych perypetiach spotkały się ponownie w kościołach polkowickich. Około południa spacyfikowano szyby „Rudnej Zachodniej”. Dla części górników z „Rudnej” rozpoczął się już czas podziemia.

Źródło: UG/ IPN

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto