Spis treści
W 31. rocznicę tragedii przypominamy materiał, który zebraliśmy na temat tamtych wydarzeń.
2 listopada 1991 r. Było około pół godziny po północy. Eksplozja nastąpiła w budynku produktowni. Potężny warnik, w którym gotowała się cukrzyca, został rozerwany. Siła wybuchu była ogromna. Ważąca 32 tony część warnika przebiła dach fabryki, wzniosła się w powietrze, przeleciała 80 metrów, a potem wryła się w plac, kilka metrów przed wartownią.
Eksplozja zabiła na miejscu trzech pracowników. Byli to:
- Józef Pakiet (39 lat),
- Bogdan Kunz (50 lat)
- Edward Rzeszutko (41 lat).
Trzynastu innych, z poparzeniami ciała trafiło do szpitali w Głogowie i Legnicy. Niestety, czworo z nich zmarło:
- Marianna Chmiel (60 lat),
- Wiesław Czuj (31 lat),
- Ryszard Kowalik (41 lat)
- Andrzej Szymula (32 lata).
Na głogowskiej cukrowni była pamiątkowa tablica
O tragedii przypominała pamiątkowa tablica na murach nieczynnego już zakładu. – Mało kto tu zagląda – mówił nam jeszcze kilka lat temu jeden ochroniarzy. – Czasem ktoś zapali znicz i to wszystko.
W maju 2020 roku tablice zostały zdjęte z portierni i zabezpieczone, ponieważ may budyneczek przy bramie dawnego zakładu kończy żywot. Tablice wrócą w okolice cukrowni i wciąż będą eksponowane. Jednakże w innym miejscu. Zostaną zamontowane na specjalnym murze przy przejeździe kolejowym.
Krzyczał: Roman! Ratuj mnie!
Pan Roman miał wtedy nocną zmianę. Pracował jako mistrz, gotowacz cukrzycy. Około północy był przy samym warniku, ale kolega zawołał go, by poprawić jeden z zaworów. Zszedł na dół. Kiedy pracował przyklejony do rury usłyszał wybuch. Jego siła odrzuciła mężczyznę na kilka metrów. Zrobiło się ciemno.
– Kiedy się już podniosłem, natrafiłem na człowieka całego w gorącej cukrzycy – wspominał pan Roman. – Choć znałem tam niemal wszystkich, nie wiedziałem kto to. Dopiero kiedy się do mnie odezwał, poznałem po głosie, że to Andrzej. Mówił: – Roman, ratuj mnie! – opowiadał łamiącym się głosem mężczyzna i dodaje, że choć minęło tyle lat, wciąż drętwieje na samą myśl o tamtych przeżyciach.
Sam miał poparzone ręce i kilka dni spędził w szpitalu. Żona Bronisława i dwójka małych wówczas dzieci nie odstępowały go na krok.
– Słyszałam ten wybuch – wspominała pani Bronisława. – Mieszkaliśmy wtedy niedaleko cukrowni. Pobiegłam pod bramę zakładu, gdzie stali już inni ludzie. Udało mi się dowiedzieć, że Roman żyje, ale zobaczyłam go dopiero w szpitalu – dodała z płaczem.
Strażacy mieli ludzką skórę na kurtkach
2 listopada1991 roku strażak-ratownik Andrzej Rybus z Kłobuczyna był na jednej z pierwszych służb w swoim życiu. Miał wtedy 23 lata. Po północy, przez megafony,dyspozytorka Mariola Gruszczyńska ogłosiła alarm.
– W jej głosie wyczułem, że to coś poważnego – wspominał Andrzej Rybus. – Na miejsce jechaliśmy w zupełnej ciszy. W cukrowni było ciemno. Pracownicy skierowali nas w miejsca, gdzie mogą być ludzie. Latarkami oświetlaliśmy sobie drogę. Pamiętam, że na dwóch poziomach brodziliśmy po kostki w melasie. Buty zrobiły się bardzo ciepłe.
Ludzie leżeli oblani cukrzycą. Niektórzy nie dawali oznak życia, inni jęczeli, wręcz wyli z bólu. Wyciągnęliśmy z osiem osób i przenieśliśmy ich na zewnątrz, gdzie nadjeżdżały już karetki – opowiadał mam strażak, któremu nawet po latach trudno mówić o tym bez emocji.– Zawsze po akcji rozmawialiśmy z kolegami, a wtedy nie, była cisza. Pamiętam, jak przywiozłem do domu kurtkę do prania. Była cała w cukrzycy. Babcia znalazła na niej...kawałki ludzkiej skóry.
2 listopada służbę miał też inny strażak, kierowca samochodu bojowego Mieczysław Kowalski. Pamięta, że choć był to listopad, noc była pogodna, bez deszczu i wiatru.
– Siedzieliśmy z kolegami na ławce przed budynkiem straży. Po północy usłyszeliśmy potworny wybuch. Polecieliśmy na stanowisko kierowania i wtedy rozdzwoniły się telefony. Na miejscu widok był koszmarny, parowała gorąca melasa, a odłamki z hali leżały na drodze wzdłuż muru – wspominał. – Aby dostać się ludzi, potrzebny był podnośnik. Dość szybko przyjechał z głogowskiej huty. Strażacy wjechali nim na górę i zwoził poszkodowanych.
Ulica była zasypana odłamkami
Jerzy Sypniewski, wówczas kapitan, pełnił obowiązki Komendanta Rejonowego Straży Pożarnej w Głogowie. Kiedy doszło do tragedii w cukrowni był w domu, na osiedlu Piastów Śląskich. W linii prostej, do cukrowni nie miał nawet kilometra.
– O tym,co się stało powiadomiono mnie telefonicznie. Kiedy docierałem na miejsce, było około 1 w nocy. Elementy dachu, fragmenty blachy leżały już na ulicy Rudnowskiej, koło przystanku autobusowego – mówił Jerzy Sypniewski. – Za bramą, prawie na wysokości portierni zobaczyłem duży element warnika. Jak się dowiedziałem, ważył prawie 30 ton. Kolejny obraz, który mam przed oczyma to przykryte ludzkie ciała ułożone między budynkiem produktowni, a miejsce, gdzie wydawano wysłodki – wspominał kilka lat temu były komendant. – Powiadomiliśmy wojewódzkie stanowisko kierowania w Legnicy i grupa operacyjna pod kierownictwem pułkownika Józefa Rutko przyjechała do cukrowni około 2 w nocy przejmując dowodzenie. Całą grupą, z nieżyjącym już dyrektorem cukrowni Zygfrydem Nowakiem obeszliśmy cały zakład, a potem w jego gabinecie zbieraliśmy dane dotyczące wypadku. Wypadku, który nie miał wcześniej w Polsce miejsca – mówił głogowianin zastanawiając się nad jego przyczyną, czy to było zaniedbanie, błąd ludzki czy błąd w procesie technologicznym. – Uważam, że wpływ miały wszystkie trzy.
Jak podała prokuratura, do wypadku doszło w wyniku nieprzewidywalnej reakcji chemicznej, bez czyjejkolwiek winy. Śledztwo umorzono.
Cukrownia Głogów powstała w 1897. Pierwsza powojenna kampania ruszyła 25. 10. 1947 r. Zatrudniono wówczas 1532 pracowników. W roku 2001 Cukrownię Głogów przejęła spółka Pfeifer & Langen. Ostatnią kampanię cukrowniczą przeprowadzono w 2002 r. Obecnie obiekty należą do prywatnego właściciela, a obiekt jest w stanie ruiny. W lipcu doszło tam do katastrofy budowlanej, którą spowodowali „złomiarze". Na szczęście nikt nie zginął.
O wydarzeniu pisaliśmy TUTAJ
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?